Projekt ustawy zakazującej aborcji, homofobusy, banery ze zdjęciami abortowanych płodów. By przebić się ze swoim przekazem, Fundacja Pro – Prawo do życia idzie szeroko. Szeroko też werbuje, bo również wśród dziennikarzy „Polityki”.
PiS odrzucił skrajnie radykalny projekt antyaborcyjny, by równolegle, po cichu, wprowadzać „miękkie” rozwiązania, które mają zaspokoić oczekiwania religijnych fanatyków i zwiększyć kontrolę władzy nad kobietami.
Obywatelski projekt „Stop aborcji” nie tylko całkowicie zakazuje przerywania ciąży, ale także wprowadza kary za aborcję: dla lekarzy i kobiet.
W szpitalu w Pszczynie kontrola NFZ wykryła „rażące nieprawidłowości m.in. w organizacji, sposobie realizacji i jakości udzielonych świadczeń” zmarłej tam na sepsę ciężarnej Izabeli.
Traktuję to jak swoją drugą pracę, chociaż za tę nikt mi nie płaci. Pytania bywają czasem szkolne. „Dotknęłam penisa, czy mogę być w ciąży? Okres spóźnia mi się dwa dni” – opowiada Iza. Jest doulą aborcyjną: wspiera osoby, które zdecydowały się farmakologicznie usunąć ciążę.
Kraje, które decydują się pomagać Polkom, wychodzą z założenia, że polski rząd chce po prostu „wyeksportować” aborcję jako moralny problem, z którym katolicka Polska woli nie mieć do czynienia.
Projekt niby brzmi niegroźnie i zdawkowo. Ale to jest Polska. Tu ciąża nie jest tematem neutralnym. Fundamentaliści od lat forsują kolejne narzędzia prawne, które mają zmusić Polki do reprodukcji. Dlatego trzeba dmuchać na zimne i uważnie patrzeć rządzącym na ręce.
„W Szpitalu Bielańskim wraz z całym zespołem lekarzy uratowaliśmy tysiące dzieci i kobiet, a idąc do pracy, codziennie musieliśmy oglądać na plakatach porozrywane szczątki. Taki sam widok miały pacjentki z zagrożonymi ciążami leżące na oddziale” – opowiada prof. Marzena Dębska, położniczka i ginekolożka.
Położnicy nie kryją, że prowadzą ciąże pod presją odpowiedzialności karnej. To oznacza jeśli nie rezygnację, to ograniczenia nowoczesnych metod leczenia, bo niosą ze sobą ryzyko poronienia. A proliferzy ślą do szpitali pisma i domagają się odpowiedzi, ile przeprowadzono tam aborcji i z jakich powodów.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że tzw. dobra zmiana nadal nadużywa aborcji w grze politycznej, ale tak, aby postulat „urodzić, ochrzcić, pochować” pozostał spełniony.