Zarówno rodzina Doroty, jak i Izy z Pszczyny, widząc, co jest na szali, a jest tym zdrowie i życie kobiet, zdecydowały się ze swoją rozpaczą i bólem wyjść do świata. Ne możemy zostawić ich teraz samych i milczeć – mówi Jolanta Budzowska, pełnomocniczka rodzin kobiet, które zmarły na sepsę.
To, co widać na zdjęciach z protestów – tłumna mobilizacja, międzypokoleniowa solidarność i poczucie wspólnoty interesu między różnymi grupami społecznymi – to wyraz nieprawdopodobnych przemian w postawach obywatelskich, jakie od 2016 r. dokonały się wśród mieszkających w Polsce kobiet i ich sojuszników.
„Martwe rodzić nie będziemy”, „Przestańcie nas zabijać”, „Chcemy lekarzy, nie policjantów”, „Wasze sumienia czarne jak sutanna” – takie m.in. transparenty nieśli protestujący w wielu miastach w Polsce w ramach manifestacji „Ani jednej więcej” po śmierci Doroty w Nowym Targu. Tymczasem w Sejmie prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił o „wielkim oszustwie”.
Jeśli prawo lub instytucje są takie, że ktoś przez nie umiera, nie można ich nie zmienić. Konsensus, że zmiana jest niezbędna, już jest – niepotrzebna śmierć Doroty Lalik z Nowego Targu, 33-latki w chcianej ciąży, wstrząsnęła chyba wszystkimi.
Wiele polskich szpitali przyjęło imię Jana Pawła II. Do tych szpitali trafiają kobiety z wadliwymi ciążami. Szukają pomocy, ufają personelowi. Personel podlega dyrekcji i przełożonym, którzy uważają, że szyld zobowiązuje. W końcu na interwencję jest już za późno.
Położyć na trzy dni w szpitalnym łóżku kobietę, w organizmie której rozwija się sepsa, to jak postawić ją pod ścianą z podniesionymi rękami, podczas gdy wokół świszczą kule. Prawdopodobieństwo, że przeżyje, jest podobne.
Po śmierci Izabeli z Pszczyny kolejna rodzina ogłuszona niespodziewaną stratą zwróciła się do mediów ze szczegółowymi informacjami o przebiegu lekarskich interwencji, mimo których nie udało się uratować kolejnej kobiety. Nowa ofiara zakazu aborcji nazywała się Dorota Lalik.
Kampania wyborcza jeszcze się oficjalnie nie rozpoczęła, ale trwa już w najlepsze. Najważniejszym tematem dla wszystkich niezależnie od partyjnych podziałów jest drożyzna. Tak wynika z dużego, jeszcze niepublikowanego, badania opinii publicznej.
W Polsce na ginekologów nie działa ani argument o prawach kobiet, ani o etyce lekarskiej. Liczy się tylko siła argumentu prawnego. Rzecznik praw pacjenta właśnie nam taki podsunął – mówi Kamila Ferenc, adwokatka i wiceszefowa Federy.
Mimo rozpoczętego tak spektakularnie i trwającego już trzy miesiące śledztwa, nikomu nie postawiono zarzutów.