Gdybym mogła porozmawiać dziś z Donaldem Tuskiem, to chyba powiedziałabym tak: jeżeli zależy panu na zwykłych kobietach, to dzień dobry, mam na imię Joanna, jestem zwykłą Polką, mam za sobą aborcję i z tego powodu mój głos powinien być dla pana ważny – mówi „Polityce” Joanna z Krakowa.
Wpadli, rzucili się do szaf, zabrali, co chcieli. Tak krótko można opisać styczniową interwencję w gabinecie dr Marii Kubisy. Sąd właśnie uznał, że zabranie przez agentów CBA kartoteki wszystkich pacjentek lekarki było niedopuszczalne. Już drugi raz w tym tygodniu dowiadujemy się, że jeśli służby działają w czyimś interesie, to chyba wyłącznie we własnym.
Nie trzeba być specjalistą, by zrozumieć, że w przypadku pani Joanny z Krakowa to policjanci ingerowali w czynności prowadzone przez personel medyczny, a nie na odwrót.
Jak mogło dojść do tego, że policja była obecna przy badaniu pacjentki? Także badaniu ginekologicznym? Czy pacjent/ka w zderzeniu z policją nie ma praw? Ma. Ale jeśli władza je łamie, a dzieje się to w państwie, w którym stoi ponad nimi, to nasze prawa – jak w PRL – są tylko teoretyczne.
Kiedy mówi się o wyborcach, często wspomina się o seniorach, którzy w większości wspierają PiS, czy o młodych mężczyznach, chcących głosować na Konfederację. Czasami mówi się o tym, że kobiety to ważny elektorat – ale jakie mają polityczne sympatie i czy w ogóle chcą głosować?
„1 października zorganizujemy marsz miliona serc. Jeśli pół miliona ludzi dało nadzieję, to ten milion w Warszawie da już naprawdę pewność zwycięstwa” – zapowiedział Donald Tusk. To reakcja na dramat Joanny z Krakowa, otoczonej kordonem policjantów w gabinecie ginekologicznym po tym, jak zażyła tabletki poronne.
W czasie pobytu w dwóch krakowskich szpitalach Joanna cały czas powtarzała policjantom, że nikt jej do aborcji nie zmuszał, sama zamówiła tabletki i zdecydowała o ich zażyciu, a za to się w Polsce nie karze. Funkcjonariusze jej nie słuchali.
Przyznam, że miałem zamiar zawiadomić prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez abp. Gądeckiego, ale zrezygnowałem, przypuszczając, że Zbigniew Ziobro i tak nakaże umorzenie sprawy.
O to chodzi, żeby wybierający lud nie zajmował się realną rzeczywistością, np. losem ciężarnych kobiet, a koncentrował się na tej urojonej, kreowanej przez Kaczyńskiego, Dudę i innych dobrozmieńców.
Kolejna śmierć młodej kobiety w ciąży wywołała protesty, ale i efekt okołociążowej nerwicy. Polki i ich rodziny zaczynają się bać na zapas. Idą do szpitala z pełnomocnictwami dla prawników.