Żywot agencji rządowych będzie długi, choć z pewnością nie we wszystkich przypadkach jest to uzasadnione. Trzeba więc przynajmniej jasno sformułować cele i zasady ich działalności. Kontrolowanie racjonalności wydawania publicznych pieniędzy przy tak ogólnych jak obecne zasadach jest bowiem praktycznie niewykonalne. A już z pewnością racją istnienia agend rządowych nie może być mnożenie atrakcyjnych synekur, ułatwiających miękkie lądowanie po wyborach.
Latem ubiegłego roku dwaj kolejarze i politolog dyskutowali przy piwie na terenie ogródków pracowniczych im. Żwirki i Wigury o potrzebie uczczenia polskiego wejścia do NATO. W efekcie miasto Chojnice w województwie pomorskim chce zorganizować międzynarodowy festiwal piosenki. Festiwal będzie żołnierski, będzie się nazywał „Kwiat w lufie”, a wystąpią na nim grupy instrumentalno-wokalne armii Paktu Północnoatlantyckiego.
O godzinie 7.20 starszy sierżant K. mel-dował z Posterunku Obserwacyjnego 69: „Stado owiec weszło na pole minowe”. Przepisy stanowią, że interwencja jest zbędna, gdy zwierzęta pasą się na ziemi niczyjej, między Syrią a Izraelem. Często, szczególnie nocami, hasają tu wilki, a po izraelskiej stronie dziki tarzają się w mokradłach. Bywa, że kłusownik albo pasterz zapędzą się w te strony; bywa też, że znajdują śmierć w tym tak sielsko wyglądającym krajobrazie.
Stany Zjednoczone chcą, by Europa w ramach NATO zwiększyła swój udział w obronie kontynentu i wzmocniła swą obronną tożsamość. Waszyngton obawia się jednak, że powstanie odrębnych od NATO i autonomicznych europejskich sił obronnych może prowadzić siłą rzeczy do ograniczenia wpływów i obecności wojskowej USA.
Polskie środowisko polityczno-obronne wciąż trapią wątpliwości dotyczące zasad, charakteru, sił, miejsca i czasu włączenia się struktur NATO w ewentualną obronę naszego kraju. Doświadczenia z operacji Sojuszu na Bałkanach w pewnym sensie nawet je dodatkowo pogłębiły.
Właśnie mija rok od wejścia Polski do NATO. Kończy się okres ochronny, sojusznicy będą domagać się wypełniania zobowiązań. Polska armia miała przecież być jak piękna panna na wydaniu – powabna, młoda, energiczna i zdrowa. Miała się zmienić, przystosować. Tymczasem siły zbrojne RP cierpią na stare dolegliwości. Zmiany postępują wolniutko, w tempie na spocznij. Wymagany byłby krok marszowy, ale specjaliści są zgodni – to grozi zadyszką. Reforma armii będzie trwać do 2012 r. Odległy termin usypia czujność. Zamiast o reformach generalicja dyskutuje o filmie „Kawaleria powietrzna”. Czy emitowany w II programie TVP serial dokumentalny pokazuje prawdziwy obraz rzeczywistości? Czy to prawda, że kaprale pastwią się nad poborowymi, przeklinają, wrzeszczą, a oficerowie na to przyzwalają? Czy faktycznie – jak wynika z filmu – cykl szkolenia szeregowców jest tak mało skomplikowany, wręcz prymitywny? Opinie są różne, toczy się spór, który w gruncie rzeczy jest kłótnią o stan polskiej armii. Jaka jest, jacy są jej dowódcy, jej kaprale i ludzie od czarnej roboty – wojacy z naboru?
Przewaliła się ostatnio przez prasę polemika wokół filmu „Kawaleria powietrzna”. Jeden z zarzutów dotyczył dalekiego od norm salonowych języka, którym posługują się żołnierze w tym filmie. Daje to okazję, by przypomnieć czytelnikom obszerne – miejscami dość wulgarne – fragmenty rozkazu marsz. Józefa Piłsudskiego z dnia 27 marca 1929 r. Cały dokument opublikowany został przez płk. Mariana Romeykę przed ponad trzydziestoma laty („Przed i po maju”, Wyd. MON, Warszawa 1967; sygnatura archiwalna: CAW, akta GISZ, tecz. 518/2). Rozkaz, ściśle tajny, odbity został w 65 egzemplarzach, a adresaci wymienieni są na wstępie.
„Jeśli komuś chodziło o elegancję i wytworność życia towarzyskiego naszej stolicy, to miał tego pełny wyraz na balu Sztabu Generalnego. Zabawa w imponującym tego słowa znaczeniu. Takiej nie widziała dotąd Warszawa, chyba w tych czasach, gdy w pełni swych blasków jaśniała Rzeczpospolita” – tak relacjonował specjalny wysłannik dziennika wojskowego pierwszy bal oficerów po odzyskaniu niepodległości.
Agencja Mienia Wojskowego dostała jasne zadanie: pozbyć się niepotrzebnych armii dóbr. Zalegających tonami w magazynach, rdzewiejących pod chmurką i w hangarach. Po wielu latach chowania się za drutem kolczastym z zakazem fotografowania wojsko wyszło z propozycją do cywila. Agencja poleca uwadze klienta urządzenia - od praktycznych żabek do firanek, poprzez mundury polowe i amunicje, po z pozoru tylko nieprzydatne w szarym cywilnym życiu samoloty bojowe. I lotniska - aby miały gdzie parkować.