Włoski rząd już drugi miesiąc dyskutuje zawzięcie o dekrecie w sprawie odbudowy kraju po pandemii. Ma on być wart 55 mld euro, a tymczasem mało kto te pieniądze zobaczył.
We Włoszech huśtawka nastrojów: od podniosłych balkonowych uczuć, że damy radę i uratujemy honor, po zmęczone rozgoryczenie, poczucie opuszczenia i lekceważenia przez sąsiadów. Z tej mieszanki powstaje nowe i nieoczywiste poczucie wspólnoty.
Choć plan wychodzenia z izolacji jest bardzo szczegółowy, Włosi wciąż czują się niepewnie. Boją się, że nawet bez restrykcji kraj długo nie wróci do normalności.
Kraje Europy i USA ogłosiły plany stopniowego wychodzenia z lockdownu. Zwykle to kompromis między ratowaniem miejsc pracy a lękiem przed drugą falą zachorowań.
Nasilają się głosy, że tragiczny przebieg epidemii we Włoszech to skutek ludzkich błędów. Rodziny ofiar zapowiadają pozwy zbiorowe przeciw rządowi.
Gdy Włochy i Hiszpania mówiły o strategii wychodzenia z kwarantanny, nie wszyscy przyjęli to z entuzjazmem. Część regionów chce szybszego zdjęcia restrykcji, inne boją się nawrotu choroby.
Rosja i Chiny wykorzystują okazję, by odwrócić uwagę od kreowanych przez siebie zagrożeń. Pod wpływem pandemii sami też zmieniamy podejście do bezpieczeństwa. Byle nie za bardzo, bo naiwność może nas drogo kosztować.
Blisko 200 tys. zakażonych i ponad 20 tys. ofiar śmiertelnych wirusa nakazuje daleko idącą ostrożność w planowaniu stopniowego odmrażania gospodarki i powrotu do status quo ante. Co będzie dalej?
Drugie w tej konkurencji jest słowo „recesja”. Ekonomiści nie mają już w zasadzie wątpliwości, że Unię Europejską czeka kryzys gospodarczy, przy którym ten z 2008 r. okaże się niegroźnym testem.
Włosi muszą jak najszybciej odzyskać przynajmniej część tego, co stracili wskutek pandemii. Tylko w marcu co tydzień PKB Italii zmniejszał się o 13 mld euro.