Panonia to nie tylko nazwa popularnego kiedyś węgierskiego motocykla. Panonia to historyczny region w samym środku Europy, ongiś prowincja Imperium Rzymskiego, a dziś kraina geograficzna, której granicę wyznacza bieg Dunaju przełamującego się przez krystaliczne Góry Pilis i Borzony, aby szeroko rozlać się na Węgierskiej Nizinie. Właśnie tu, na krótkim niespełna 60-kilometrowym odcinku zwanym Zakolem Dunaju, znajdują się aż trzy stolice Panonii: starożytne Aquincum, średniowieczny Esztergom, czyli Ostrzyhom, oraz współczesny Budapeszt. Zapraszam do podróży w czasie.
Tadeusz Olszański poruszył nieznane szerzej dzieje współpracy polskiej i węgierskiej arystokracji w czasie II wojny światowej (POLITYKA 51/99). Węgierski historyk dopisuje glossę.
Słynny „złoty pociąg” ze zrabowanymi przez Niemców skarbami i mieniem węgierskich Żydów, który na zlecenie Adolfa Eichmanna wyruszył w grudniu 1944 r. z Budapesztu i potem zaginął bez śladu, odnalazł się po pół wieku z górą! Ślady losów zaginionego majątku o wartości ponad 2 mld dolarów odnaleźli przedstawiciele amerykańskiej komisji powołanej do badania spraw Holocaustu w... jednym z państwowych archiwów USA. Odkrycie to wywołało sensację nie tylko na Węgrzech.
Za Stefana Batorego Polska sprowadzała z Węgier 350 tys. hektolitrów wina rocznie. Z tego okresu pochodzą też powiedzenia "Nie masz wina nad węgrzyna!" oraz "Hungariae natum, Poloniae educatum", bo antałki tokaju dojrzewały w szlacheckich piwnicach. Pozostał też z tamtego czasu odcinek tokajskiego traktu od Dukli do Jasła, którym na wymoszczonych słomą furach wożono w beczkach węgierskie wino. Nie zniszczyły tej świetnej do dziś drogi nawet radzieckie czołgi szturmujące dukielską przełęcz. Dziś importujemy z Węgier tylko 30 tys. hl za ok. 3,5 mln dolarów rocznie, co stanowi zaledwie jedną piątą kontyngentu objętego ulgowym cłem w ramach układu wyszehradzkiego (CEFTA).
Dwoje ministrów z kancelarii premiera Węgier - Gabriella Selmeczi oraz Istvan Balsai - podało się do dymisji po ujawnieniu przez prasę listu 31 parlamentarzystów do senatorów USA, aby poparli kandydaturę Stevena M. Jonesa na stanowisko ambasadora w Budapeszcie. Jones jest jednym z dyrektorów zakładów Lockheeda produkujących samoloty bojowe, w tym słynny F-16.
Hiroszima, Bhopal, Czarnobyl, talidomid, dioksyny, AIDS - słowa symbole. Są synonimami złowieszczych sił, uwalnianych jak dżin z butelki, gdy człowiek straci kontrolę nad badaniami naukowymi i ich zastosowaniami. W dwudziestym wieku w niezwykłym stopniu uzależniliśmy się od nauki i technologii. Jednocześnie coraz mniej nauce i uczonym ufamy.
Gabor Demszky, 47 lat, od 1990 r. nadburmistrz Budapesztu. Od dłuższego czasu drugi na Węgrzech najpopularniejszy polityk, po prezydencie kraju Arpadzie Gonczu. Jego przodkowie byli Polakami ze Spiszu na słowackim Podhalu. Ukończył prawo i socjologię na Uniwersytecie Budapeszteńskim. W 1972 r. usunięty na rok z uczelni za działalność opozycyjną; sygnatariusz Karty 77. W 1979 r. współzałożyciel Fundacji Wspomagania Biednych, która na Węgrzech pełniła funkcję KOR. W 1981 r. przebywał w Polsce, aby uczyć się konspiracyjnych metod działania. Założył nielegalne wydawnictwo, redagował czasopisma "Beszelo" i "Hirmondo". Aresztowany w 1983 r. i skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu. W tym samym roku otrzymał międzynarodową nagrodę Freedom to Publish. Współzałożyciel nielegalnego w 1988 r. Związku Wolnych Demokratów. Był jednym z przywódców tej liberalnej partii, która w pierwszych wolnych wyborach w 1990 r. zajęła drugie miejsce, ale nie utworzyła koalicji ze zwycięskim Forum Demokratycznym o chadeckiej orientacji. Po wybraniu na nadburmistrza Budapesztu zrezygnował z mandatu poselskiego. W latach 1994 i 1998 był wybierany na kolejne kadencje.
Polska, Bułgaria i Węgry mają podobne kłopoty z piłką nożną i bliźniacze konflikty między państwowymi władzami sportu a centralami klubowymi. Szczególnie ostry jest spór w węgierskiej piłce nożnej. U bratanków minister Dębski nazywa się Deutsch, zaś węgierski prezes Dziurowicz nazywa się Kovacs.
Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce transmitowało 88 stacji radiowo-telewizyjnych, a oglądało pół miliarda telewidzów. W zawodach startowało 1200 zawodników z 44 krajów. W ostatnim dniu imprezy na trybunach Nepstadionu znalazło się blisko 70 tysięcy widzów. Biletów zabrakło. Jak na tę dziedzinę sportu był to swoisty rekord. Polacy w klasyfikacji medalowej zajęli czwarte miejsce. To najlepszy wynik od ćwierć wieku.