Proces węgierskiego żandarma wieńczy jedną z najdziwniejszych historii związanych ze ściganiem zbrodniarzy wojennych.
Widmo krąży po zachodniej demokracji. Widmo populistycznego rokoszu przeciwko elitom.
Prezydencja Unii miała Węgrom poprawić samopoczucie i dać rozgłos w Europie. Tymczasem już na samym początku rząd stanął przed wotum nieufności. I to nie ze strony krajowej opozycji, lecz partnerów zagranicznych.
Od nowego roku prezydencję w Unii Europejskiej obejmują Węgrzy. To dla nich debiut i ważny sprawdzian międzynarodowy. Tymczasem ledwo sobie radzą we własnym domu.
Pogrążone w kryzysie gospodarczym oraz historycznej traumie po utracie granic po I i II wojnie światowej Węgry znalazły się, mimo przynależności do Unii Europejskiej, w niezwykłej wręcz, fatalnej sytuacji – postępujących ograniczeń demokratycznych praw.
W całych Węgrzech w składach leży 30 mln ton czerwonego szlamu, odpadu z produkcji aluminium. Ekolodzy od lat ostrzegali przed katastrofą podobną do tej, do której doszło w hucie Ajka.
ELADÓ! Na sprzedaż! Takie tablice wiszą na domach w całych Węgrzech. Dlaczego Madziarzy się wyprzedają?
W Europie Środkowej po hasła populistyczne sięgają nie tylko ekstremiści, ale także liderzy wielkich ugrupowań: od węgierskiego Fidesz przez słowacki SMER po polskie PiS.
Największe, bezprzykładne w krajach transformacji zwycięstwo wyborcze odniósł na Węgrzech FIDESZ, w sytuacji najgłębszego upadku gospodarczego kraju. Do którego w pewnej mierze sam się przyczynił, sprawując rządy w latach 1998 – 2002.
Węgierscy socjaliści przegrali z kretesem. Rządzili w sumie 8 lat. Zapowiadali naprawę, a oddają państwo w stanie zapaści. Zwycięski prawicowy FIDESZ ma tę naprawę teraz naprawiać.