Donald Tusk myśli podobno o fotelu szefa Komisji Europejskiej. Obserwatorom w Brukseli ten pomysł nie wydaje się wcale niedorzeczny: polski premier jako jeden z niewielu wygrał niedawno reelekcję, w czasie prezydencji dał się poznać jako pragmatyk, cieszy się także uznaniem w samej Komisji.
Co ma wspólnego węgierska demokracja z polską walutą? Jak widać – całkiem sporo.
Czy Węgry narobią Europie Środkowej, w tym i nam, takich kłopotów, jakich Grecja przysporzyła strefie euro?
Wypowiedziana przez Jarosława Kaczyńskiego nadzieja, że Warszawa stanie się Budapesztem, wyraża zapewne myśl, że PiS za cztery lata, podobnie jak FIDESZ Viktora Orbana uzyska miażdżące zwycięstwo w kolejnych wyborach i będzie samodzielnie rządzić.
Dokąd podążają Węgry? Zachód z niepokojem obserwuje, jak pod narodowo-konserwatywnymi rządami Viktora Orbana szerzy się styl polityki, który wyklucza ludzi inaczej myślących.
Zrodzony z niechęci do skorumpowanej klasy politycznej, oparty na młodych, otwarty na przemiany obyczajowe, krytyczny wobec konserwatywnego Kościoła, wyrosły na Facebooku, głosujący przez Internet - Janusz Palikot? Nie, bo Janusz Palikot nie wymyślił prochu.
„Rewolucja” Viktora Orbana coraz bardziej upodabnia się do dyktatury.
Haendel stworzył „Muzykę na wodzie”, dlaczego by nie pokusić się o sztukę na wodzie? Tak zapewne pomyśleli Węgrzy, przygotowując w Budapeszcie dużą wystawę, którą zwiedza się wiosłując od dzieła do dzieła.
Węgierskie reformy nie tracą impetu ani krytyków. Ale zwolenników już tak. Bo rozczarowanych rewolucją przybywa.
Węgierski premier buduje wielkie Węgry. Napisał konstytucję, zmienia ustrój, wzywa do narodowej dumy. Obiecuje przywrócenie porządku w kraju. Ale poparcie dla Viktora Orbána spada.