Węgierskie marzenia o wielkim państwie mają się dobrze. Ostatnio Budapeszt spogląda na Ukrainę. Marzy mu się w niej autonomiczny rejon węgierski.
Sto lat po podpisaniu 4 czerwca 1920 r. traktatu w Trianon Węgrzy nadal uważają, że „rozsiekano” ich państwo na kawałki.
Odsuwając parlament od rządzenia, premier Węgier wziął na siebie całą odpowiedzialność za walkę z pandemią. Idzie mu słabo, ale Węgrom się podoba.
Polska po raz pierwszy w historii spadła do kategorii ustrojów określanych jako „niepełne demokracje”. Węgry w tegorocznym raporcie amerykańskiego think tanku zostały wykluczone z grona państw demokratycznych.
Parlament Europejski uznał przygotowania do majowych wyborów w Polsce za niezgodne z wartościami wspólnoty. Ostro skrytykował „demokrację dekretową” Viktora Orbána. A szefowa Komisji Europejskiej przeprosiła Włochy za brak wystarczającej pomocy.
Miecz Damoklesa zawisł nad Polską i Węgrami akurat w czasach epidemii, kiedy kraje będą skazane na solidarność i pomoc unijną.
Polska, Czechy i Węgry są winne zlekceważenia unijnego prawa przyjętego w 2015 r. Wbrew zobowiązaniu nie przyjęły do siebie uchodźców. Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że nie miały prawa powoływać się wtedy na ochronę bezpieczeństwa.
Prawicowy rząd Viktora Orbána znacjonalizował kliniki in vitro i będzie wspierał tę procedurę nawet dla samotnych kobiet. Na Węgrzech cień kryzysu demograficznego przesłonił światopoglądowe wątpliwości.
W węgierskim parlamencie dziś przegłosowano ustawę dającą rządowi nadzwyczajne uprawnienia. Partia władzy wykorzysta je do atakowania opozycji, społeczeństwa obywatelskiego i niezależnych mediów.
Duża część społeczeństw naszego regionu nie uważa, że demokracja jest u nich bezpieczna. Zagraża jej w oczach badanych nie coś z zewnątrz, tylko polityka rządzących.