Gdy Unia Europejska debatowała, ile głosów należy przyznać poszczególnym państwom członkowskim, Stany Zjednoczone usiłowały ostatecznie ustalić, kto zwyciężył w wyborach prezydenckich, a towarzyszyła temu batalia prawnicza o skali nienotowanej w ponad 200-letniej historii tego kraju. Myli się jednak ten, kto sądzi, że wydarzenia w Ameryce to tylko zabawna ciekawostka wyborcza.
Początek rządów prezydenta USA to zwykle miodowy miesiąc, ale George W. Bush (ang. krzak) nie może raczej liczyć na ten luksus. Klucze do Białego Domu dostał dzięki decyzji Sądu Najwyższego i to podjętej większością głosów należących do konserwatywnych sędziów. 20 proc. Amerykanów nie uznaje decyzji Sądu Najwyższego, ale wpływowy tygodnik „Time” ogłosił George’a W. Busha Człowiekiem Roku 2000.
Ronalda Reagana, George’a Busha i Billa Clintona łączy niewiele poza tym, że wszyscy trzej mianowali tę samą osobę, Alana Greenspana, na stanowisko szefa amerykańskiego banku centralnego. Po ostatnich wyborach prezydenckich, gdy stało się jasne, że przepychanki na Florydzie nieprędko się skończą, „Wall Street Journal” napisał: „Co za różnica kto wygra, skoro Greenspan jest u steru Rezerwy Federalnej”. Natomiast brytyjski tygodnik „Observer” uznał Alana Greenspana za najbardziej wpływową osobistość na świecie: przed Billem Clintonem, Billem Gatesem i Władimirem Putinem.
Zbigniew Brzeziński. Politolog, b. doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego
Amerykański system przejmowania władzy nazywa się spoils system, dosłownie: system łupów, od łacińskiego spoliare – grabić, obdzierać ze skóry. Żadne tam europejskie cacanki z urzędnikami służby cywilnej, którzy pozostają na stanowiskach niezależnie od zmiany rządu. Owszem, cywilną służbę wprowadzono, ale i tak zwycięski prezydent obsadzi 5, może nawet 7 tys. najlepszych stanowisk w Waszyngtonie, które powierzy swoim partyjnym przyjaciołom, da w nagrodę za wsparcie finansowe albo okazywaną lojalność.
Kiedy gubernator George Bush czekał na wynik wyborów prezydenckich, w bloku śmierci w Huntsville, stan Teksas, szykowano egzekucję. Prawnicy skazanego czekali na wynik apelacji złożonej w federalnym Sądzie Najwyższym. Skazany nie czekał na nic. Nie był w stanie ogarnąć grozy swego położenia.
Ani w Hanoi, ani w Hoszimin, dawnym Sajgonie, prezydent Bill Clinton nie powiedział przepraszam. Przywódcy Wietnamu nie wspomnieli natomiast o odszkodowaniach. Trudny kompromis w imię świetlanej przyszłości?
W Ameryce remis. A przecież to wybory, a nie mecz, w którym na końcu jest dogrywka, a jak to nie pomaga – to strzelają rzuty karne. Oczywiście któregoś w końcu ogłoszą zwycięzcą, ale i tak będzie to werdykt typu remisowego, bo w Senacie chyba zbliża się remis idealny (50:50), a w Izbie Reprezentantów przewagą republikańską nie ma się co chwalić (220: 211). Jak rządzić w tych warunkach?