To, co robi rząd, utajniając obrady Sejmu w sytuacji kryzysu bezpieczeństwa państwa i własnego wizerunku, jest nie do zaakceptowania. Posłowie opozycji nie powinni się temu podporządkować, mimo że grożą im konsekwencje.
Senator Lidia Staroń wygrała dziewięcioma głosami z prof. Marcinem Wiąckiem w sejmowym głosowaniu nad kandydatami na RPO. Jeszcze miesiąc temu mogłaby poważnie liczyć na poparcie Senatu. Ale popełniła błąd: dała się poznać.
Nie minęła jeszcze połowa kadencji, a już skurczyły się wszystkie istniejące kluby parlamentarne. Można być spokojnym, że obecny ich stan jest jedynie fazą przejściową.
Okazuje się, że wicepremier Jarosław Kaczyński nie tylko kieruje premierem Morawieckim i całym rządem. Także poseł szeregowy Jarosław Kaczyński kieruje marszałkiem Sejmu i całym Sejmem.
Do tej pory szefem klubu Koalicji Obywatelskiej był przewodniczący PO Borys Budka, który w piątkowych wyborach popierał Tomczyka.
Chodzi o przepisy wypaczające podstawową zasadę demokracji: urzędnicy działają w granicach prawa, a jeśli przekroczą uprawnienia, to ponoszą konsekwencje.
Opozycja powinna unikać upodobniania się do PiS (niestety afera z podwyżkami pokazała, że bywa inaczej) i przede wszystkim nie dać dzielić się ponad podziałami.
Borys Budka w weekend wsłuchiwał się w głos osób, które wyrażały negatywne opinie o podwyżkach dla polityków. Dobrze, że ich posłuchał. Szkoda, że sam na to nie wpadł.
Posłowie zgodnie przegłosowali projekt ustawy podwyższającej pensje najważniejszych osób w państwie. Nie mogli wybrać gorszego momentu.
Kancelaria Sejmu powiadomiła posłów, że mogą sobie dowolnie dorabiać. Na prawo, a może i lewo – bo tak się składa, że to praca publicznie wrażliwa i łatwo w niej np. o konflikt interesów.