Trwa zbieranie podpisów pod zatwierdzonymi niedawno listami kandydatów SLD do Sejmu; zdarzają się protesty organizacji terenowych, niezadowolonych z pominięcia niektórych działaczy. Ze składu list wynika, że kierownictwo Sojuszu chce pozbyć się skrajności ideologicznych, pragnie osłabić frakcję związkową oraz wyciszyć jednoznacznie lewicowe poglądy gospodarcze. Centrala chce mieć w nowej kadencji maksymalną swobodę manewru. Partia stawia zatem na wypróbowanych, elastycznych politycznie kolegów, a także na w miarę nowe twarze przede wszystkim z samorządów. Młodzi zostali potraktowani umiarkowanie życzliwie, a koalicjanci – po uważaniu.
Dziennikarze ogłaszają kolejne powyborcze gabinety cieni, przywódcy Sojuszu Lewicy Demokratycznej – który zdecydowanie przewodzi wszystkim sondażom – uparcie dementują. – Nie ma rozmów o personaliach, jest rozmowa o programie – zapewnia Leszek Miller. Jest oczywiście mowa o personaliach, jest także mowa o programie. Ale są też poważne rozmowy o strukturze przyszłego gabinetu i całego centrum administracyjnego państwa.
Bezpieczeństwo obywateli powinno być przedmiotem debaty ponad podziałami – uznali ostatecznie politycy z prawa i z lewa. Wcześniej przez kilka dni licytowali się w mediach, kto ma lepszy patent na zwalczanie przestępczości. Zgłoszone propozycje rozszerzenia granic obrony koniecznej oraz większego dostępu do broni oznaczają jednak, że główny ciężar walki z bandytyzmem, wobec niemocy państwa, mógłby spaść na barki zwykłych ludzi.
Wiosna należy niewątpliwie do Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Gdyby wybory parlamentarne odbywały się w marcu, SLD zdobyłby w Sejmie większość wystarczającą do samodzielnego rządzenia. Stałoby się tak nawet pod rządami nowej ordynacji wyborczej, która zdobycze tej partii uszczupla o blisko 30 mandatów. W Senacie Sojusz królowałby niepodzielnie, chyba że ugrupowania posierpniowe wystawiłyby wspólnych kandydatów. Taki jest wynik naszej symulacji opartej na wynikach sondaży. W przypadku Senatu to pierwsza tego rodzaju przymiarka.