Rozbita, poobijana lewica prowadzi kampanię lewicowych obietnic. Po raz pierwszy może znaleźć się poza parlamentem i – ledwie się podzieliwszy – głośno zaczyna mówić o zjednoczeniu.
Nie ma już problemu Leszka Millera – powiedział premier zapowiadając rezygnację ze stanowiska 2 maja. Pozostaje jednak spadek, czyli kryzys polityczny, którego finału nie da się przewidzieć. Finałem może być bowiem zarówno sprawne powołanie nowego rządu jak i przyspieszone, najpewniej jesienne, wybory.
Marek Borowski z uporem dąży do stworzenia nowej lewicowej partii. Krzysztof Janik hamuje rozłamowe zapędy przystając na kolejne postulaty zbuntowanych. Leszek Miller mówi: niech odchodzą. I dodaje: sam nie ustąpię ze stanowiska premiera; jeżeli macie wystarczającą liczbę głosów, to mnie odwołujcie. Tak czy inaczej to koniec tej partii.
Krzysztof Janik bez kłopotów wygrał wybory na stanowisko przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Po gorączkowych poszukiwaniach „nowej twarzy” postawiono na twarz znaną i – nie ma co ukrywać – trochę już zmęczoną. Podobnie jak zmęczona jest partia, którą Janikowi przychodzi kierować: po raz pierwszy wyraźnie stanęła na krawędzi rozpadu.
Co się z wami stało? – pytał prezydent Kwaśniewski członków SLD. Co się z nami stanie? – pytają działacze, którym w oczy zagląda widmo wyborczej klęski.
Nowy rząd? nowa koalicja? przyspieszone wybory?
Józef Oleksy wrócił z podróży dookoła świata i zaświata. Ale czy dobrze trafił? I czy już rzeczywiście powrócił? A może Oleksy wciąż wraca?
Kiedy SLD w kolejnych sondażach tracił pozycję lidera na rzecz PO, w szeregach zapanowała panika. A później strach. Jak wiadomo, nie jest on najlepszym doradcą.
Na Opolszczyźnie uznawanej za bastion lewicy do weryfikacji członków SLD włączył się prokurator. Na jego wniosek sąd aresztował Leszka Pogana, byłego prezydenta Opola, i Stanisława Dolatę, byłego przewodniczącego rady miasta.
Przeciętnie rozpolitykowany Polak potrafi wymienić kilkudziesięciu posłów. Pozostałym skutecznie udaje się zachować anonimowość. Najbardziej znanym wśród tych nieznanych jest poseł SLD Sebastian Florek, wciąż bardziej kojarzony z programem „Big Brother”.