Zamiast integrować opozycyjną scenę, czerwcowa rocznica stała się pretekstem do dalszego mnożenia napięć. Szczególnie dotyczy to medialnych harcowników poszczególnych ugrupowań – socialowy ogon zaczyna machać partyjnym psem.
Wspólne listy Polski 2050 i PSL rodzą się w bólach, ale wygląda na to, że się urodzą. To jednak projekt defensywny, obliczony głównie na przetrwanie.
Na początku marca, gdy Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia podjęli rozmowy o wspólnym starcie do Sejmu, zapowiedzieli, że do końca miesiąca zapewne ogłoszą ich finał. Teraz nowym deadline′em jest majówka.
Opublikowany przez „Gazetę Wyborczą” sondaż Kantar Public, badający poparcie dla opozycji w różnych wariantach jej startu, na nowo ożywił dyskusję o wielkiej wspólnej liście.
„Spadkobiercy komunistów niszczą Jana Pawła II po jego śmierci” – te słowa marszałkini Sejmu Elżbiety Witek najlepiej streszczają wyborczą narrację PiS na najbliższe tygodnie, a może nawet miesiące.
Władysław Kosiniak-Kamysz z Szymonem Hołownią wrócili do pomysłu, który wydaje się kompromisem („niech naród zdecyduje”), ale tak naprawdę obnaża ich konserwatyzm.
Partie opozycyjne zawarły pakt senacki, KO rusza w teren, lewica podpisuje porozumienie, a Polska 2050 dogaduje się z PSL. Co dalej? Rozmowa z politolożką Barbarą Brodzińską-Mirowską.
Jeśli chodzi o liczbę mandatów w Sejmie, sytuacja jest bardzo wyrównana. Obie najbardziej prawdopodobne koalicje – PiS-Konfederacja i KO-Polska 2050-Lewica-PSL – miałyby mniej więcej równe szanse na stworzenie większości.
Opozycja podpisała dziś „pakt senacki”, czyli zobowiązanie o wspólnym starcie do Senatu. Do dotychczasowych partnerów – PO, PSL, Lewicy – dołączyła Polska 2050.
Sytuacja po opozycyjnej stronie sceny zaczyna się klarować. Po lewej stronie Nowa Lewica pod rękę z Razem, w centrum Koalicja Obywatelska, a na prawo od niej sojusz Polski 2050 i PSL.