SLD i UP zerwały koalicję z PSL i premier Leszek Miller zdecydował się na rozwiązanie, którego zawsze bardzo się obawiał. Został premierem rządu mniejszościowego, który musi szukać poparcia dla swej polityki w różnych ugrupowaniach, wśród różnych posłów. Wizja przedterminowych wyborów stała się nieoczekiwanie zupełnie realna.
Jest okrągły miliard do zarobienia! Rocznie. O tym, do czyjej kieszeni trafią te pieniądze, chcą decydować politycy PSL. To oni jako autorzy projektu ustawy o biopaliwach określili wielkość tego tortu. Oni też go podzielą, starając się jak największy kawałek wykroić dla siebie.
Kiedy posłowie PSL złożyli projekt ustawy o zalesianiu gruntów rolnych, w Sejmie kpiono, że niebawem nazwę swej partii zmienią na Polskie Stronnictwo Leśników. Projekt zakładał, że każdy rolnik, który zalesi więcej niż cztery hektary, uzyska status pracownika Lasów Państwowych. Liczono, że na wsi powstanie milion nowych miejsc pracy. Na razie nikt nie wie, czy przybędzie choćby jedno.
Jarosław Kalinowski jest w swojej partii coraz bardziej osamotniony w roli sojusznika SLD. Osłabia to jego pozycję zarówno jako wicepremiera, jak i prezesa ugrupowania. A przyjdzie mu jeszcze popierać nowy program rządu Leszka Millera, który jest tyleż ratunkowy, co restrykcyjny. Krytykuje więc swoich partyjnych oponentów, ale i ostrzega premiera, by nie ulegał zanadto Brukseli.
Rozmowa z dr Barbarą Fedyszak-Radziejowską, socjologiem z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN.
Koalicja SLD-UP-PSL stała się faktem. Gremia kierownicze obu partii zaakceptowały wstępne ustalenia i postanowiły wspólnie wyłonić rząd. Desygnowany na premiera Leszek Miller może rozpocząć pracę nad swym sejmowym exposé, które będzie pierwszą odsłoną rzeczywistych zamierzeń trzech partii i wyłonionego przez nie gabinetu. Godzina prawdy nadejdzie jednak dopiero wtedy, gdy pojawi się projekt budżetu firmowany przez nowy rząd.
Polskie Stronnictwo Ludowe przed wyborami odświeża wizerunek. Lepsze garnitury, wyszukany styl imprez nie zmieniają jednak ogólnego obrazu partii zachowawczej, roszczeniowej, przy tym otwartej na wszystkie sojusze. PSL, co najmniej tak samo jak polskiej wsi, broni swojego stanu posiadania w mediach, bankach, funduszach, radach nadzorczych i agencjach rządowych.
Polskie Stronnictwo Ludowe na Lubelszczyźnie to prawdziwa potęga, przeważnie o oblężniczym charakterze. Tylko w większych miastach bowiem, i to nie wszystkich, trzymają się jeszcze załogi SLD z pewnym udziałem AWS, ale na rozległych połaciach wokół grodów panuje niemal niepodzielnie PSL. Region trzymany jest żelazną ręką przez Zdzisława Podkańskiego, byłego ministra kultury, który przez całą minioną dekadę budował ludowe wpływy na wschodzie kraju. Niewiele jest w Polsce obszarów z tak wyraźną polityczną monokulturą. Widać tam typowe metody działania PSL, a nawet więcej, ponieważ Podkański i jego drużyna pozostają od dawna w ostrej opozycji wobec Kalinowskiego. Czekają na jego potknięcia, wzmacniają imperium i robią własną kampanię wyborczą.
„Mikołaj Mikołajewicz Mikołajczyk” – tak Cat-Mackiewicz zatytułował swoją broszurę wydaną w 1945 r. w Londynie; „kawaler jałtański” – takim przezwiskiem napiętnowała byłego premiera większość Polaków przebywających wówczas na Zachodzie. Ale gdy ów „renegat” zjawił się w kraju, wszędzie witały go entuzjastyczne tłumy, a okrzyk „Niech żyje Mikołajczyk!” pojawiał się podczas każdej nieomal przeciwrządowej manifestacji.