W drugim rządowym rzędzie pustoszeją stołki, które – w myśl umowy koalicyjnej – przypadły PSL. Komentatorzy dziwią się, ponieważ ludowcy znani są z tego, że o stanowiska walczą zaciekle. Skąd więc ta zmiana?
Pożegnanie z Waldemarem Pawlakiem i z jego stronnictwem trwa od lat, a po ostatnich wyborach prezydenckich miał być już tylko piękny, nostalgiczny pogrzeb. Wybory samorządowe zmieniły kondukt w orszak weselny. Też przedwcześnie.
Kierownikiem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych ma zostać prof. Aleksander Łuczak, były wicepremier w rządzie SLD-PSL.
Platforma ogłasza reformatorską ofensywę, ale pytanie, czy będzie się przy niej upierać. W samej partii opinie są podzielone: iść na całość czy pozorować i przeczekać do wyborów.
Płacono za nią nawet 10-krotnie więcej, niż wynosiła nominalna cena. Czytał ją ponoć sam Stalin. Jej twórcy i redaktorzy już wkrótce zniknęli za murami najcięższych więzień we Wronkach, Rawiczu, na Mokotowie.
Donald Tusk i Waldemar Pawlak przed kamerami zapewniają o trwałości koalicji, ale poza kadrem coraz boleśniej kopią się po kostkach. O zerwaniu nie ma jednak mowy. Żadnej ze stron się to nie opłaca.
Polskiemu Stronnictwu Ludowemu nie grozi już katastrofa finansowa. Przynajmniej na razie. Egzekucję 18 mln długu ludowców wstrzymał Trybunał Konstytucyjny.
Mimo blokady kont PSL urzędnikom skarbowym nie udało się ściągnąć 18 mln złotych, które ludowcy winni są państwu.
Mimo prokuratorskich zarzutów związani z PSL urzędnicy zajmują wysokie stanowiska w instytucjach podległych ministerstwu rolnictwa. Szef resortu nie reaguje.
Wysokim urzędnikiem w KRUS jest działacz PSL z Konina, były poseł tej partii, na którym od prawie roku ciążą poważne prokuratorskie zarzuty.