Była to pierwsza i ostatnia w PRL gazeta codzienna ukazująca się poza cenzurą. Jej krótkie, ale wielce znaczące istnienie opisuje jeden z jej założycieli.
31 sierpnia 1982 r. w Lubinie, podczas pacyfikacji manifestacji ulicznej w drugą rocznicę Sierpnia, milicjanci zabili trzech mężczyzn i kilkanaście osób ranili. Reporter „Polityki” zebrał wówczas relacje świadków zajść, które przeczyły oficjalnej wersji, że funkcjonariusze użyli ostrej amunicji w obronie własnej. Tekstu nie udało się wydrukować. Po 25 latach autor odszukał uczestników tamtych wydarzeń.
60 lat temu Sejm uchwalił ustawę o odbudowie Warszawy ze zniszczeń wojennych. Dzieło to miało być jak murarz z plakatu: budzący zaufanie, dumny, potężną dłonią układający rekordowe warstwy cegieł. Jednak na drugim planie, wśród dźwigów i ruin, w biurach architektów, w gabinetach politycznych Warszawy i Moskwy, właśnie rodziła się wizja socjalistycznego miasta przyszłości.
16 sierpnia 1963 r. kardynał Stefan Wyszyński w czasie homilii w klasztorze oo. kapucynów wołał do mieszkańców Nowego Miasta nad Pilicą: „Jako wasz Biskup i Obywatel wolnej Polski – tu, z tego miejsca, uroczyście protestuję, bez względu na konsekwencje, jakie mogą mnie spotkać”. Co skłoniło Prymasa Tysiąclecia do tak dramatycznego wystąpienia w mazowieckim miasteczku?
Za PRL był luksusowym ośrodkiem wypoczynkowym. Gościł w nim syn Breżniewa. W stanie wojennym kwaterowało tu ZOMO. Kilka lat temu odkryto wytwórnię amfetaminy. Dziś jest doskonałym miejscem do gry w paintball. Takie czasy.
To Bułat Okudżawa miał pierwszy powiedzieć, że PRL jest najweselszym barakiem w obozie, w czym zapewne było dużo prawdy. Jednak barak pozostawał barakiem, o czym można zapomnieć, kiedy ogląda się dziś powtarzane w nieskończoność filmy i seriale pokazujące tamte czasy.
Stworzyła pierwszą, dziś powiemy, kultową, markę w polskiej modzie, a teraz musi patrzeć, jak ta cenna marka się marnuje. Ale Barbara Hoff może nas jeszcze zaskoczyć.
W czasach, kiedy praktycznie wszyscy mają paszport w szufladzie, opowieści o ucieczkach z Polski brzmią egzotycznie. W czasach PRL nie uciekano jednak 'z' ale raczej 'do'. Do wolności, godności, a nawet miłości.
Tytuł jest trawestacją głośnego niegdyś tekstu Jana Walca: „Drogą podłości do niepodległości”. Pod koniec lat 70. w podziemnym Biuletynie Informacyjnym KOR tak bezpardonowo zaatakował on lidera ROPCiO Leszka Moczulskiego. Był to atak niesprawiedliwy, chociaż jego ostrość oddawała temperaturę sporów w ówczesnej opozycji demokratycznej. Ich echa słychać do dziś.