Być może garnitur niemieckiego ministra spraw zagranicznych Joschki Fischera powalany czerwoną farbą na zjeździe Zielonych (fot. obok) znajdzie się niebawem w bońskim muzeum Republiki Federalnej. W tym składowisku symboli powojennej historii Niemiec już są jego tenisówki, w których - ku oburzeniu konserwatywnej opinii publicznej - w 1985 r. składał przysięgę w heskim Landtagu jako nowo mianowany minister ochrony środowiska. Daleka droga.
Od 19 kwietnia niemiecki Bundestag obraduje w odnowionym za 600 mln marek budynku Reichstagu. Angielski architekt sir Norman Foster w widoczny sposób połączył dwie tradycje. Na wilhelmińskie torso poznaczone śladami niemieckiej historii XX wieku nałożył efektowną, lekką kopułę. Wyraźnie zrywa ona z architektoniczną tradycją tego budynku, którego pożar w lutym 1933 r. oznaczał koniec niemieckiej demokracji.
Są dwie wersje tego, co się stało w Niemczech. Jedna to burleska. Czarny charakter - lewicowy dogmatyk i ekonomiczny awanturnik - w ciągu stu dni, niczym Napoleon po ucieczce z Elby, narobił bałaganu w niemieckiej gospodarce, po czym skulił ogon pod siebie i w wieku 55 lat poszedł na suto opłacaną emeryturę. Druga wersja jest bardziej patetyczna: lewicowy reformator, który chciał się dobrać do skóry wielkiemu przemysłowi i przywrócić w Niemczech większą sprawiedliwość społeczną, został przezeń wygnany na zieloną trawkę.
Pierwsi gastarbeiterzy (robotnicy gościnni) przybyli do Niemiec przed prawie 44 laty. Kraj rozwijał się, rąk do pracy brakowało, za przyprowadzenie nowego pracownika szef dawał nagrodę. Dawało też państwo: milionowy robotnik, który przyjechał do RFN w 1964 r. - był to Portugalczyk - został obdarowany motocyklem, a Bonn podejmowało go niczym męża stanu. Po 40 latach imigracji cudzoziemców mieszkających stale w Niemczech, niekiedy już w trzecim pokoleniu, jest kilka milionów. Rząd SPD-Zieloni wyszedł z inicjatywą nadania im podwójnego obywatelstwa. Oprotestowała to opozycja.
Ostatnio toczy się w Niemczech dość gwałtowna dyskusja na temat tradycji oraz typowych dla Niemców zachowań publicznych. Dochodzi tu do głosu skłonność do bardzo szczegółowych opisów i trochę mętnego filozofowania. Ten fason wciąż jest w myśleniu niemieckim obecny, wbrew cierpkim doświadczeniom naszego stulecia. Obok wielu świetnych i pouczających opinii, jest w tym także zakalec mędrkowania, a sui generis masochizm historyczny idzie w parze z przekonaniem, że dzień dzisiejszy jest niemal świetlany.
Na pierwszy rzut oka pierwsze miesiące rządu Gerharda Schrödera wypadają nieszczególnie. Nowa koalicja Czerwono-Zielonych zbiera nie najlepsze oceny nawet u tych, którzy wiwatowali po upadku kanclerza Helmuta Kohla.
54 lata po wojnie koncerny niemieckie chcą definitywnego zamknięcia przeszłości. Z inicjatywy kanclerza Gerharda Schrödera dwanaście czołowych firm Niemiec postanowiło utworzyć fundusz, z którego wypłacane mają być finansowe zadośćuczynienia za przymusową pracę w okresie III Rzeszy.
Kwestia niemiecka tak długo była otwarta, jak długo zamknięta była Brama Brandenburska, mówił w historycznym dla Europy 1989 r. poprzedni prezydent Richard von Weizsäcker. Dziś Brama Brandenburska stoi szeroko otworem, symbolizując nową-starą stolicę ogólnoniemieckiej demokracji. Co zatem - jeśli za miarę przyjąć słowa Weizsäckera - miałoby być jeszcze otwarte w kwestii niemieckiej?
Kto rządzi w Niemczech? Od tygodni mówi się, że to raczej minister finansów Oskar Lafontaine, a nie kanclerz Gerhard Schröder, jest prawdziwym przywódcą kraju. A kto rządzi Oskarem Lafontaine´em? Jego żona Christa Müller: jasnowłosa ekonomistka ze szkoły Keynesa.
W luksusowym ośrodku nad zalewem Rożnowskim trwa eksperyment - naprawa charakterów młodych Niemców i Polaków. Zmagają się dwie koncepcje wychowawcze: szkoła niemiecka preferuje luz, a polska dyscyplinę. Prostowanie skrzywionych dusz odbywa się w kuchni, przy smażeniu mielonych.