Dwudziestoośmioletnia historia muru berlińskiego – wzniesionego w 1961 r., zburzonego w 1989 r. – to fantazyjne ucieczki z NRD wodą, ziemią i powietrzem – wpław, podkopem lub balonem, w przebudowanych samochodach, kufrach podróżnych. Mur to także ofiary: uciekinierzy zastrzeleni przez straż graniczną w centrum europejskiej metropolii. To efektowne akcje propagandowe: pikowanie radzieckich Migów nad Reichstagiem w czasie wyjazdowego posiedzenia Bundestagu w Berlinie Zachodnim, a także słynne historie szpiegowskie.
Od czasu ujawnienia afery korupcyjnej, związanej z budową w Łodzi hipermarketu niemieckiego koncernu Metro AG, wokół tej firmy robi się coraz goręcej. Sprawą legalności kolejnych inwestycji w Krakowie i Warszawie zajmują się już właściwe prokuratury. Mechanizmy zbliżone do łódzkiego działały w całym kraju – mówi były wysoko postawiony pracownik Metra. Władze koncernu odpowiadają: Nie łamiemy prawa. Padliśmy ofiarą polskich przepisów.
Pan Rasch, czyli Szybki, żyje tak, jak się nazywa. Zatrudniony na kierowniczym stanowisku tkwi od świtu do nocy w swej pracy, gdzie z ogromną energią planuje, restrukturyzuje, organizuje, porządkuje, racjonalizuje, atakuje, a przy tym pilnie uważa, by nie zabierać głosu w sprawach, na których się nie zna. Pani Rasch nie ma nawet prawa do biadolenia, że nie widuje męża, bo pan Rasch to osoba pozytywna, nie znosi narzekania, nie znosi też niczego, co go rozprasza, zwłaszcza w czytaniu, ani ironii, ani dowcipu, ani też zdań wtrąconych.
Stosunki polsko-niemieckie są wciąż poplątane. Z jednej strony „najlepsze od tysiąca lat”, z drugiej zaś zdominowane przez „kicz pojednania”. Raz mówimy, że Niemcy to adwokat naszych interesów w Unii Europejskiej, i że prawdziwych przyjaciół poznaje się w Nicei, a zaraz potem, że to właśnie kanclerz Niemiec chce naszym pracownikom zamknąć granicę na siedem chudych lat. Z okazji dziesięciolecia historycznego traktatu polsko-niemieckiego o dobrym sąsiedztwie i współpracy polski premier i niemiecki kanclerz ściskają sobie ręce we Frankfurcie nad Odrą. Ale w mediach obok okolicznościowych laurek dużo żółci.
Na niemieckich militarystów działał jak płachta na byka, zachodnia młodzież i bohema zbuntowanych lat 60. uznała go za guru. Mimo literackiego Nobla i ciężkiej pracy polskich wydawców i tłumaczy pozostaje u nas pisarzem dla wtajemniczonych. A przecież Hermann Hesse wiele lat temu postawił pytania, które wracają do nas jak bumerang w epoce postmodernizmu i elektronicznej mass-kultury.
Nie szata zdobi człowieka. Ale może zmienić światopogląd nastolatków. Szkolne mundurki, tabu w Niemczech od czasu Hitlera, mogą stać się nowym orężem w walce przeciwko neonazistom w szkołach. O klasie 5b z Hamburga dyskutuje cały kraj.
Jakich Niemców będziemy niebawem mieć za sąsiadów? Młodzi sadowiący się z wolna za co ważniejszymi biurkami Republiki Federalnej są rozpieszczeni, egoistyczni i apolityczni. Ich zaletą jest ponoć optymistyczny pragmatyzm, poczucie dobrego smaku i autoironia. „Potrafiliśmy godzinami dyskutować, czy można do sandałów nosić skarpetki, ale obojętne nam było, czy będzie rządzić SPD czy CDU” – wyznaje Florian Illies, 29-letni autor kultowej książki „Generacja Golfa. Inspekcja” (Generation Golf. Eine Inspektion, Berlin 2000), która w ciągu niespełna roku rozeszła się w ponad pół miliona egzemplarzy!
Widmo krąży po Europie, widmo dumy narodowej. Niby nasz kontynent się jednoczy, a jednak każda sroka swój ogon chwali. My wyceniamy naszą dumę na 53 kilo żywej wagi w lotach narciarskich, Rosjanie – na tony kosmicznego złomu spadającego z nieba do oceanu. Francuzi – w gestach akceptacji przez sąsiadów ciągle rzekomo przewodniej roli Francji w Europie. A Niemcy? Niemcy wciąż nie są pewni, czy im w ogóle już wolno być z siebie dumnymi i z wypiętą piersią obnosić swój nowiutki patriotyzm.