Czyżby wszystko było w porządku, gdyby Günter Grass, który w październiku 2007 r. skończy 80 lat, nadal zachował dla siebie swój wojenny epizod? Gdyby nie wyznał, że w listopadzie 1944 r. został powołany do formowanej z niedobitków i młodocianych poborowych dywizji Waffen SS, która została rozbita w kwietniu 1945 r. idąc na odsiecz Berlina?
Abwehra od lutego 1939 r. tworzyła na terenie Polski organizacje bojowe i sabotażowe. Wśród agentów i dywersantów znaleźli się obywatele polscy narodowości niemieckiej, także służący w WP, z terenów Śląska, Wielkopolski, Kujaw, Pomorza i Małopolski Wschodniej. Najwięcej akcji grupy te przeprowadziły w sierpniu 1939 r. i w pierwszych dniach wojny.
Nazajutrz po otwarciu przez Erikę Steinbach wystawy „Wymuszone drogi. Ucieczka i wypędzenie w Europie XX w.” Günter Grass ujawnił, że jesienią 1944 r. służył w dywizji Waffen-SS. To nieoczekiwane wyznanie noblisty, który od lat jest lewicowym sumieniem Republiki Federalnej, można uznać za kontrę dla tych, którzy berlińskie Centrum Przeciwko Wypędzeniom wciąż jeszcze wyobrażają sobie jako mauzoleum niemieckich cierpień. Było cierpienie, była też wina.
Swym telefonem do Jarosława Kaczyńskiego Angela Merkel przerwała groteskową polsko-niemiecką wojnę kartoflaną. Ale jak ma teraz wyglądać prawdziwy pokój?
Miroslaw Klose i Lukas Podolski stali się idolami Niemców. Temperatury uczuć nie zmniejszał nawet fakt, że obaj reprezentanci niemieckiej drużyny przyznawali się do podwójnego, polskiego i niemieckiego, obywatelstwa. Podolski i Klose przypomnieli o Polako-Niemcach albo – jak ich tu nazywają – Bekenntnispolen, czyli przyznających się do polskości.
Niemcy mają kłopot. Chcieliby być patriotami, a zarazem boją się swych narodowych uczuć. Podczas piłkarskich mistrzostw świata wybuchła w RFN kolejna dyskusja o dumie narodowej i kosmopolityzmie. „Świat z wizytą u przyjaciół” – brzmi hasło tych mistrzostw.
Z kolegą Ulissessem, brazylijskim dziennikarzem, zgadzamy się, że największą jak dotąd niespodzianką tych mistrzostw jest to, że superszybki pociąg ICE, którym właśnie jedziemy na trasie Hanower–Kolonia, spóźnia się prawie godzinę.
Gospodarze od samego początku robią, co mogą, żeby ich mundial był najlepszy w całej historii. O tym, że może to być impreza wyjątkowa, Niemiec Philipp Lahm przekonał świat już w szóstej minucie meczu otwarcia, kiedy z dwudziestu paru metrów pięknie i mocno zapakował piłkę w samo okienko kostarykańskiej bramki.
Rozmowa z panią kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Angelą Merkel