W wojnie domowej na prawicy górą na razie Kaczyński. Ziobro mocno trafiony, choć nie zatopiony. Przy okazji jakimś cudem udało im się nie pociągnąć Polski na dno. Choć ile jeszcze tak można?
Ustawa budżetowa służy raczej propagandzie, niż pokazuje prawdziwy stan finansów państwa. Nie znając go, nie możemy patrzeć politykom na ręce.
W sobotę zebrał się zarząd Solidarnej Polski. Późnym popołudniem Ziobro ogłosił, że głosami 12 do 8 odrzucono wniosek o wyjście z rządzącej koalicji.
Europejskie media szeroko piszą o wycofanym wecie Orbána i Morawieckiego. Większość komentatorów podkreśla, że to nie koniec sporu o praworządność.
Szczyt zakończył się sukcesem obywateli Unii, którzy mogą liczyć na jej fundusze i wsparcie. Rząd PiS udaje, że wychyla szampana, a w rzeczywistości musi przełknąć kilka łyżek dziegciu.
Morawiecki i Orbán musieli pogodzić się z wyraźnie zaznaczoną w UE „czerwoną linią”. W zamian dostali obietnicę, że reguła „pieniądze za praworządność” odwlecze się o dwa–trzy lata.
Na stole negocjacyjnym leży mieszanka czterech obietnic, w które zostałaby „opakowana” zasada „pieniądze za praworządność”. Polska i Węgry mają się na nią zgodzić, co byłoby ustępstwem z ich strony.
Mateusz Morawiecki zapowiadał, że zawetuje budżet na następną siedmiolatkę, jeśli pozostanie w nim mechanizm ochrony praworządności. Wygląda na to, że weta nie będzie, a mechanizm pozostał. Czy premier coś uzyskał? Rozmowa z Tomaszem Bieleckim.
Wypowiedzenie wojny Unii w szczególnie dramatycznym czasie, gdy trzeba mobilizować wszystkie siły dla przetrwania, wygląda na publiczną dywersję dla uciechy rozmaitych szumowin.
Trudno się opędzić od myśli, że KE robi ruchy na odczepnego. Bezczelność rządzących Polską, jak widać, wystarczy, by unijne organy stuliły uszy.