Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jest jedną z najdziwniejszych instytucji III RP. Powołana, aby pilnować ładu w eterze – stać na straży interesu publicznego, wolności słowa, prawa do informacji – sama jest przykładem bezładu i bezwładu. Ponad wszelką miarę upolityczniona, skłócona i zatomizowana, uchodzi za instytucję, w której każdy z członków reprezentuje swojego mocodawcę i walczy tylko o swoje media oraz strefy wpływów. Rada kompetencje ma niejasne i ciągle uszczuplane. Również dlatego jest nagminnie lekceważona przez nadawców i coraz słabiej rozumiana przez opinię publiczną. Tymczasem niedługo wygasa wiele przyznanych kilka lat temu koncesji, zwłaszcza radiowych. Trzeba będzie ponownie podjąć istotne decyzje – także o wielkiej wadze finansowej – bezstronnie ocenić ramówki i programy, położyć na szalę interes publiczny; trzeba także odpowiedzieć na wyzwania technologiczne. Rosną obawy, czy Rada w obecnej postaci jest w stanie podołać tym wyzwaniom.
Zaostrza się bój o polityczną władzę nad telewizją publiczną. By mieć wpływ na decyzje personalne, AWS żąda dymisji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za uchybienia w przydzielaniu koncesji sieciom prywatnej TV. Największe straty mogą dotknąć TVN Mariusza Waltera, któremu - po wyroku NSA podważającym decyzje KRRiTV - zamierza się odebrać prawo do nadawania w centrum i na północy Polski. Niektórym marzy się, by na gruzach TVN zbudować telewizyjną replikę Radia Maryja. Chaos na rynku mediów - wywołany także polityką - sprawia, że tracą na tym wszyscy, poza jednym, Zygmuntem Solorzem, właścicielem Polsatu, który wyrasta na polskiego Sylvio Berlusconiego, magnata telewizyjnego. Gdy inni się biją, on wygrywa.