Polscy chrześcijanie okazują się zaprzeczeniem Jezusowej miłości. Nie rozumieją swojej religii – ani lud, ani kapłani.
Lewicowa proweniencja znacznej części współczesnej wiedzy o świecie społecznym sprawia, że nie ma dla niej miejsca w szkole.
Na postideologicznym ugorze realizuje się cel ostateczny naszej epoki – pokojowe rozkoszowanie się bezmyślnym życiem.
Demokracja ma twarz studenta. Boimy się go, jak dyktator swego ludu.
I rząd, i naród miotają się pomiędzy pragnieniem władzy totalnej a pragnieniem władzy ograniczonej.
Uważam, że wybitni alpiniści górują nad ludzkością hartem ducha, roztaczając wokół siebie jakąś aurę podobną do świętości.
Bardzo współczuję redaktorom II Programu PR, że muszą „realizować linię”.
My, filozofowie, jesteśmy spadkobiercami niezliczonych pokoleń opowiadaczy mitów, kapłanów, a wreszcie mistyków i teologów.
Zakompleksiony inteligent wstydzi się siebie, gotów kierować ostrze frustracji i agresji raczej na swoich pobratymców, niż na społecznego „tubylca”.
Nie widzę konieczności, by nadal tkwić w lękliwym tabu i nadal bać się wyrażania swoich opinii o takich czy innych wierzeniach.