Pół miliona ludzi bez dachu nad głową i niemal 400 zabitych w Libanie, wyludnione miasteczka w północnym Izraelu i nieustanne salwy rakiet na Hajfę i dziesiątki innych miejscowości. Arabskie dzieci zabite w Nazarecie, żydowskie w Karmielu i Sefadzie, zniszczone dzielnice Bejrutu, rozwalone domy w Galilei – to bilans ostatnich dwóch tygodni. Dobrego wyjścia wciąż brak.
Dwaj profesorowie prestiżowych amerykańskich uczelni wywołali niedawno burzę artykułem o wpływie proizraelskiego lobby na politykę USA. Dyskusja jednak szybko przygasła, a szkoda.
Niebezpieczne ambicje nuklearne Iranu budzą coraz większe obawy. I jak na razie wspólnota międzynarodowa nie znalazła dobrego rozwiązania. Pod koniec lat 70. świat już raz wstrzymał oddech w obliczu podobnej sytuacji. Wówczas chodziło o Irak.
Przez samo serce państwa żydowskiego przebiega nie tylko mur oddzielający je od Autonomii Palestyńskiej. Jest jeszcze jedna zapora, niewidzialna, ale trudniejsza do sforsowania. Mur mentalny oddzielający ludność ortodoksyjną, posłuszną rabinom, od całej reszty współczesnego Izraela.
Tuż po niedawnym zamachu w Tel Awiwie przedstawiciel rządu Izraela powiedział telewizji BBC: Grozi nam pierwsza wojna światowa XXI w. Niestety, nie ma w tych słowach przesady.
Powyborcza układanka okazuje się kłopotliwa. Partia Kadima, której przewodzi Ehud Olmert, nie zdobyła takiej ilości mandatów, aby dyktować warunki. To – obok zwycięstwa Hamasu w Palestynie – sprawia, że proces odprężenia na Bliskim Wschodzie nie będzie ani trochę łatwiejszy.
1 kwietnia 1951 r. premier Izraela Ben Gurion powołał do życia tajną organizację o nazwie Ha-Mossad le-Modiin ule-Tafkidim Meyuhadim, czyli Instytut Wywiadu i Zadań Specjalnych. Potocznie zwany Mosadem, izraelski wywiad dopiero niedawno został poddany kontroli parlamentarnej.
Przez pięćdziesiąt lat kibuce, czyli wspólnoty realizujące hasło powrotu Żydów do pracy na roli, stanowiły dumę Izraela. Hołubione jako ucieleśnienie socjalizmu, humanizmu i patriotyzmu, teraz jeden po drugim toną w oceanie globalizacji, wolnego rynku i chęci zysku.
Nowy film Stevena Spielberga „Monachium” to udane połączenie pirotechniki z polityką i psychologią.