Kiedy państwo zabija własnych obywateli, jest barbarzyńskie. Kiedy zabija obywateli pod zarzutem, że są jego, państwa, wrogami, jest barbarzyńskie w dwójnasób. Tak właśnie dzieje się w Iranie.
Film bardzo irański, ale jednocześnie europejski i nowocześnie opowiedziany.
Zieleń jako kolor islamu nie kojarzy się dziś na Zachodzie z nadzieją. Inaczej w Iranie.
Życie nocne Bejrutu, kredyt na operacje plastyczne, rozwód po libańsku i inne ciekawostki
Poniższy tekst jest fragmentem najnowszej książki Krzysztofa Mroziewicza "Bezczelność, bezkarność, bezsilność. Terroryzmy nowej generacji", wydanej przez Oficynę Wydawniczą Branta.
„Coś musi się zmienić!” – krzyczą ludzie na ulicach Teheranu. „Śmierć Chameneiemu!”, „Precz z Gwardią Islamską!”. Takich zamieszek nie było w Iranie od czasu obalenia szacha Rezy Pahlawiego.
Iran uznał film „300” za akt „wojny kulturalnej i ideologicznej”. Ale charakterystyka Persów pióra Herodota wcale nie jest dla nich łaskawsza od komiksowej wizji Franka Millera.
Irański rząd do 2010 r. chce sprywatyzować 80 proc. majątku państwa. Dzieje się to pod okiem prezydenta Ahmadinedżada, straszącego Iran zachodnim materializmem.
Izrael z Iranem mieli rozmawiać o przekształceniu regionu w strefę bez broni nuklearnej. Czy to realny scenariusz?