Po serii prestiżowych porażek Ameryka odpuszcza Bliski Wschód militarnie i politycznie. Sposobem na zachowanie wpływów w regionie może okazać się dla niej pakt z arcywrogiem.
Irańczycy to też ludzie, a niektórzy z nich są nawet racjonalni – to dla reszty świata najważniejsza konkluzja po czterodniowym maratonie negocjacyjnym w Genewie. W niedzielę rano zakończył się on podpisaniem z Iranem pierwszej od siedmiu lat umowy w sprawie atomu.
W Nowym Jorku huczy, że w kuluarach Zgromadzenia Ogólnego dojdzie do uścisku dłoni między Rouhanim i Obamą. Obie strony tego potrzebują.
Zwycięstwo Hassana Rouhaniego w irańskich wyborach prezydenckich samo w sobie nie jest zaskoczeniem. Jako jedyny z kandydatów był do zaakceptowania dla domagających się zmian Irańczyków.
Irańczycy wybierają w piątek nowego prezydenta, ale wybór w tym przypadku to wielkie słowo. Sześciu kandydatów, którzy ostatecznie trafili na karty do głosowania, różni się między sobą tylko stopniem uwielbienia dla Najwyższego Przywódcy Alego Chameneiego – od umiarkowanych wielbicieli w górę.
Najwyższy Przywódca Iranu tak zestawił listę kandydatów na prezydenta, że wybory 14 czerwca na pewno wygra jego człowiek. Ale być może już ostatni raz.
Parafrazując znaną konstatację zbliżającego się do gilotyny Dantona, irańska rewolucja właśnie pożarła jednego ze swoich ojców. 21 maja Rada Strażników wykluczyła ze startu w zbliżających się wyborach prezydenckich 678 z 686 polityków, którzy zgłosili swoje kandydatury.
Dwaj bracia mogą już niebawem rządzić Iranem. Na cztery miesiące przed wyborami prezydenckimi Najwyższy Przywódca Chamenei próbuje pozbyć się Ahmadineżada, z pomocą klanu Laridżanich.
Podczas dwuletniej tułaczki Irańczyk Khosro Zamani utracił wiarę w siebie, doświadczył zarówno okrucieństwa, jak i głębokiego człowieczeństwa. Ale zwyciężył.