Jeden nazywa się Pablo, na cześć ojca hiszpańskiego socjalizmu, drugi ma na imię Felipe, po królewskich przodkach. Obaj zelektryzowali Hiszpanię.
„Plagiator” – tak żartownisie przyjęli ogłoszoną dziś abdykację 76-letniego Juana Carlosa, króla Hiszpanii. Rzeczywiście, to trzecia abdykacja w Europie w przeciągu roku z niewielkim okładem.
O generale Franco słyszeli prawie wszyscy. O wcześniejszym dyktatorze Miguelu Primo de Riverze, który przez lata swoich rządów wpłynął także na późniejsze losy Hiszpanii, nie pamięta prawie nikt.
Trybunał w Strasburgu kazał Hiszpanii uwolnić terrorystów, seryjnych morderców i gwałcicieli, którym skończyły się wyroki. Politycy chcieli uchronić społeczeństwo przed tymi przestępcami i trzymać ich w więzieniach dalej, ale sędziowie postanowili uchronić przestępców przed politykami.
Pogrążeni w kryzysie Hiszpanie apelowali o zagraniczne inwestycje. I się doczekali – najbogatsza część hiszpańskiego wybrzeża powoli zamienia się w małą Rosję.
Pociągi są coraz szybsze, ale czy idzie za tym odpowiednie zaawansowanie systemów ich bezpieczeństwa? Niekoniecznie.
Chociaż ojczyzna Cervantesa ma kłopoty gospodarcze, jej język święci globalne triumfy. Tyle że sama Hiszpania nie ma z tym wiele wspólnego.
Zadarła już z firmami farmaceutycznymi i z kościelną hierarchią. Wzywa do obalenia kapitalizmu. A wszystko to robi w habicie. Benedyktynka Teresa Forcades, która w Katalonii ma już status ikony lewicy, właśnie wchodzi do polityki.
Księżniczka Christina, najmłodsza córka hiszpańskiego króla Juana Carlosa, stanie przed sądem. Będzie przesłuchiwana w sprawie oszustw i defraudacji publicznych pieniędzy, które przechodziły przez fundację jej męża, byłego sportowca Iñakiego Urdangarina.
Co najmniej 60 tys. Hiszpanów zostało w dzieciństwie porwanych i sprzedanych. Wielu ciągle szuka biologicznych rodziców i domaga się ukarania winnych. Na to może być już jednak za późno, bo Kościół katolicki przez lata skutecznie tuszował tę zbrodnię.