PiS jest zapobiegliwy i zawczasu przygotowuje się do zajęcia z góry upatrzonych pozycji, o ile przegra wybory w październiku. Ale kto kopie referendalne dołki, ten sam w nie wpada.
Jak Donald Tusk negocjował z Michałem Kołodziejczakiem start z list PO? Co trzeba wziąć pod uwagę przy układaniu partyjnej czy koalicyjnej listy? Podkast „Temat tygodnia” w nowej, wyborczej odsłonie.
Z Michałem Kołodziejczakiem w roli egzotycznego sojusznika i nieco odmłodzoną partią, za to bez Romana Giertycha. Listy wyborcze Koalicji Obywatelskiej na pierwszy rzut oka mogą zaskakiwać, chociaż są jak najbardziej w stylu Donalda Tuska. Kto jednak nie ryzykuje, ten nie pije później szampana.
Idea komisji pozostała. I gotowy wzorzec jej utworzenia. To uchwalone, obowiązujące prawo, a więc w każdej chwili do zastosowania. Po wyborach jakieś ugrupowanie może chcieć je ożywić, żeby kogoś wykańczać.
Poznajemy składy drużyn, zaczyna się najpoważniejsza gra. Można powiedzieć, że Donald Tusk stworzył w ramach Koalicji Obywatelskiej odpowiednik „jednej listy opozycji”. Z tego wynikają dwa praktyczne pytania. Pisze w gościnnym tekście na Polityka.pl Tomasz Sawczuk z „Kultury Liberalnej”.
Obecność Michała Kołodziejczaka na listach Koalicji Obywatelskiej to śmiały ruch. Ale i niejedyny ciekawy transfer ogłoszony dziś przez Donalda Tuska.
„Podjęliśmy decyzję o starcie wspólnie z innymi środowiskami” – zapowiedział w środę Donald Tusk. Obok niego stał lider Agrounii Michał Kołodziejczak, który wystartuje do Sejmu z list Koalicji Obywatelskiej. „Odbijemy wieś PiS-owi” – zadeklarował.
Andrzej Domański zamierza startować do Sejmu i na warszawskiej liście może liczyć na wysokie miejsce. W polityce działa od niedawna – nie licząc zaangażowania w młodzieżówkę Unii Wolności. Jest konsultantem i współautorem większości propozycji i rozwiązań, które dotąd PO przedstawiła w kampanii.
Opowieść o uprzedzeniach wobec rudowłosych jest opowieścią o strachu przed obcym, o nienawiści wobec kobiet, o władzy nazywania i wytykania, czyli także o populistycznej polityce naszej prawicy.
Wychodzi na to, że w kwestiach aborcji (i nie tylko) ludzie Szymczyka i funkcjonariusze Ziobry idą ręka w rękę, a mówiąc bardziej obrazowo: paralizator w granatnik.