Donald Tusk ogłosi nazwisko kandydata na polskiego komisarza w Brukseli; początek rozliczeń po nieudanych igrzyskach; szef MSZ o wizach studenckich; pożary trawią Grecję; epitafium dla Marriottu, który właśnie znika z mapy Warszawy.
Muszę przyznać, że gdy powstawała kordonowa koalicja, nie przypuszczałem, że liderowi PO uda się tak skutecznie zmarginalizować jej pozostałych uczestników. Przebudzenie z tego osobliwego snu może być bardzo nieprzyjemne.
Dla PiS wyborem najbardziej oczywistym byłby Mateusz Morawiecki. To jednak działałoby na wyborców obecnego rządu jak płachta na byka. A jaką taktykę obierze koalicja 15 października?
Premier Donald Tusk zapowiedział dziś przekazanie środków na rozbudowę Muzeum Powstania Warszawskiego. Dyrektor placówki przekazał, że prace rozpoczną się w piątek i potrwają trzy i pół roku.
Aborcyjna demonstracja pod Sejmem nie była najliczniejszą w historii, ale kobiece protesty w Polsce mają to do siebie, że są jak bomba z opóźnionym zapłonem. Imposybilizm premiera może tu zadziałać jak katalizator.
Ustawa wróci najszybciej we wrześniu. Dla koalicjantów to czas na wakacje i przemyślenie, po co się ze sobą męczą. Rozłam w głosowaniu jest symptomem choroby, która trawi rząd i nie została zaleczona.
W polskiej publicystyce popularność zdobyło hasło: „Tusk wchodzi w buty Kaczyńskiego”. Trochę to banał, trochę brak precyzji. Przecież bezpieczeństwo, granica, kryzys migracyjny, zakup sprzętu dla armii to nie są „tematy PiS”, które wraz z utratą władzy przez Kaczyńskiego powinny były zniknąć.
Zamieszanie – o międzynarodowym już niestety charakterze – wokół Tomasza Szatkowskiego, zdaje się wynikiem jego dążenia do kariery, wewnątrzpartyjnych obyczajów w PiS oraz stanu instytucji państwa polskiego.
Praktykowanie centrowej, rozłożystej koalicji wymaga cierpliwości, dobrej woli, tonowania słów i poglądów. Polityczny upór, narcyzm, uleganie interesom partyjnego aparatu to czysty, prowadzący do klęski „bidenizm”.
Przegranie głosowania w sprawie aborcji może mieć dla obozu rządzącego dalekosiężne skutki. Bo polityka to system naczyń połączonych. Jak przekonywać teraz, że hamulcowym wszelkich ważnych zmian jest pisowski prezydent, że potrzebny jest jeszcze jeden ogromny wyborczy wysiłek?