Są ludzie, którzy nie mogą zasnąć na widok Jacka Sasina, Ryszarda Czarneckiego czy dowolnego wiceministra sprawiedliwości.
– Co pan we mnie wlał? – pytam. – Ochrona danych osobowych plus elektrolit – odpowiada uprzejmie jak (prawie) wszyscy.
Zacząłem się rozglądać za gustowną i niedrogą chorobą współwystępującą.
Niektórym komentatorom Polska dzisiejsza kojarzy się z samolotem porwanym przez pilota bez ważnej licencji, ale cieszącego się zaufaniem znacznej części pasażerów.
Bohaterem ostatnich czasów jest przedsiębiorca. Politycy i media bez przerwy o nich mówią.
Bolszewicy lat 20. mieli pomysł na wszystko.
Mam nadzieję, że niniejsza odpowiedź Panią zniechęci.
To już czwarta dekada transformacji i za późno, by wszystko zrzucać na PRL i na Tuska.
Że też mnie, u schyłku życia, po tym wszystkim, co przeżyłem, trafiły się dwa nieszczęścia naraz: pandemia i demokratura à la Kaczyński.
Minister Gliński ma inny gust niż prezydent Poznania, nie popiera KOD-u, tylko wręcz przeciwnie.