Przewodniczący Mao w 1966 r. rozpętał rewolucję kulturalną. Prasa zachodnia pełna jest rocznicowych artykułów i wzmianek o wydarzeniach, jakie 40 lat temu wstrząsnęły Chinami ludowymi. Tymczasem chińskie media milczą. Dlaczego?
Chiński komunizm chciał odesłać nauki mistrza Kongfuzi na śmietnik historii, ale sam schodzi ze sceny. Za to autorzy azjatyckiego cudu gospodarczego chętnie kłaniają się duchowi Konfucjusza. Czyżby konfucjanizm, który przez wiele wieków formował Chiny, a w XX w. wydawał się martwy, pasował do dzisiejszego globalnego kapitalizmu?
Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno? – brzmiało znane pytanie z „Wesela”. Jeśli wówczas, przed stu laty, trzymali się mocno, to dziś weszli na drogę prowadzącą do dominacji w Azji, a może nawet na kurs kolizyjny z ambicjami Starego Świata. Chociaż pojawiają się też wątpliwości, ile naprawdę jest wart chiński cud.
Coraz więcej Chinek decyduje się na operacje plastyczne i wybielanie skóry. Kosztowne zabiegi upiększające były tam od stuleci sposobem na pokazanie bogactwa i prestiżu. We współczesnych Chinach dodatkowo ułatwiają karierę.
Świat zafascynowany jest chińskim filmem. Krytycy mówią, że światowe centrum kina artystycznego jest dziś w Kraju Środka. Jak to możliwe w państwie, gdzie nadal obowiązuje komunistyczna retoryka i łamane są prawa człowieka?
Prof. Helga Pfeifer, niegdyś podejrzana o zbudowanie potęgi pływaków NRD na sterydach, potem zapomniana, odnalazła się w Chinach jako współpracownica trenera chińskiej reprezentacji pływackiej. A Chińczycy ostro przygotowują się do olimpiady w Pekinie. W pływaniu będzie do zdobycia ponad 100 medali.
Kuchnia chińska ma tradycję liczącą wiele tysięcy lat. Od kilku na szczęście kwitnie ona także w Warszawie.
Zegar przed Muzeum Narodowym odmierza czas do igrzysk olimpijskich w Pekinie (2008 r.). Chińczycy pstrykają mu zdjęcia miniaturowymi aparatami. Zagraniczni turyści wyciągają cyfrówki. I jedni, i drudzy odwrócili się plecami do placu Tiananmen. Pieniądze i igrzyska więcej dziś znaczą niż komunizm czy demokracja.
Rozmowa z biskupem Josephem Zenem, katolickim metropolitą Hongkongu