Ukazującą się właśnie w Polsce autobiograficzną opowieść noblisty Mo Yana warto czytać równolegle ze wstrząsającymi rozmowami Liao Yiwu, ubiegłorocznego laureata nagrody im. Kapuścińskiego. Obie książki stanowią znakomity zapis chińskich stu lat samotności.
W Kantonie chińscy dziennikarze postawili się cenzurze. Ale to wyjątek, bo Pekin docenia media – pozwala im na odrobinę wolności, co ułatwia mu kontrolę obywateli i własnych urzędników.
Co się dzieje, kiedy każdy może dzieło przerobić na własnym komputerze, powielić albo wydrukować? Kto jest wtedy autorem? Kto ma prawo je sprzedać i czy trzeba dzielić się zyskiem?
70 milionów Chińczyków podróżuje po całym świecie. Gdyby Chiny były dyktaturą, żaden z nich przecież nie powróciłby do ojczyzny – mówi politolog Kishore Mahbubani.
To nie zmiana władzy była głównym tematem zakończonego niedawno zjazdu chińskich komunistów. Chiny muszą zmienić znacznie więcej, bo ich model rozwoju właśnie się wyczerpał.
Chiny mają nowych przywódców, wyłonił ich starannie wyreżyserowany zjazd partii komunistycznej.
Co ma robić Zachód wobec wyzwania ze strony wschodzących azjatyckich potęg? Nie histeryzować, nie kapitulować, po prostu zacząć wreszcie uczciwie przestrzegać własnych zasad.
Miniona dekada w Chinach to nie tylko czas rozwoju gospodarczego, ale i rozkwitu kultury. Tyle, że pod czujnym okiem partii.
Rozpoczynający się właśnie zjazd chińskich komunistów to rytuał, po którym nie należy oczekiwać sporu o idee czy dyskusji nad nowymi pomysłami. Ale przyniesie zmiany, od których zadrży Państwo Środka.
Mo Yan, co po chińsku znaczy tyle co, "nic nie mów", naprawdę nazywa się Guan Moyde. Mo Yan ma tyle do powiedzenia, że jest porównywany z Kafką i Faulknerem. Jego powieści były filmowane, a "Czerwone sorgo" zostało w 1988 na Berlinale nagrodzone Złotym Niedźwiedziem. Jest autorem m.in. czterech powieści: "Tortura sandałowego drzewa", "Przesyt" oraz wydanych po polsku „Obfitych piersi, pełnych bioder” i „Krainy wódki”.