Ułaskawienie byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, jego zastępcy Macieja Wąsika i dwóch ich podwładnych nosi znamiona niebywałego skandalu. Prezydent Andrzej Duda pokazał, na co go stać.
Źle, że czas płynie, a właściwie nic o sprawie rzekomego podsłuchiwania premiera nie wiemy. Trudno uwierzyć, by zakrojone na tak szeroką skalę przedsięwzięcie organizowała jedna osoba, jakiś podejrzany biznesmen drugiego sortu.
ABW po ostatniej publikacji „Gazety Wyborczej” stała się głównym podejrzanym w aferze taśmowej.
Biznesmen od podsłuchów w warszawskich restauracjach, jak ujawniła „Gazeta Wyborcza”, był osobowym źródłem informacji zarówno ABW, jak i CBA oraz CBŚ. Można rzec agent obrotowy.
Trzydziestoparoletni sędzia Wojciech Łączewski, który skazał Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA, na trzy lata bezwzględnego więzienia i 10 lat zakazu zajmowania stanowisk państwowych, ma na swoim koncie dużo więcej ostrych wyroków.
Mariusz Kamiński jako szef CBA kreował się na bezkompromisowego pogromcę łapowników. Uznając go winnym przekroczenia uprawnień, sąd przypomniał, że cel nie uświęca środków, a prawo obowiązuje wszystkich – również służby specjalne i polityków.
Poseł Tomasz Kaczmarek oraz Mirosław G., byli agenci CBA, staną przed sądem oskarżeni o przekroczenie uprawnień podczas operacji antykorupcyjnych. Na ławie oskarżonych zabraknie ich byłego szefa.
O tym, jak CBA z Białegostoku rozbijało wielką aferę korupcyjną w świecie filmu, przesłuchując dwie panie przy kawiarnianym stoliku i wierząc im na słowo we wszystko oraz jak leci.
Co ujawnił, a co przemilczał były szef CBA podczas tajnego posiedzenia Sejmu, czyli jak robić wodę z mózgu.
Z tego, iż Kamiński zachował immunitet, nie wynika, że jako szef CBA był super. A jego agenci byli wzorem funkcjonariuszy publicznych.