Umrę w biegu! – zapowiedział Władysław Bartoszewski i słowa dotrzymał. W stulecie urodzin warto przypomnieć jego otwartość na sprawy żydowskie i niemieckie.
Niemal każdego dnia Morawiecki wygaduje jakieś androny, kalumnie zmieszane z czczymi obietnicami i zapewnieniami bez pokrycia, ignorując najzupełniej oczywiste fakty, które widzą wszyscy.
„Młody Władysław Bartoszewski po wyjściu z obozu koncentracyjnego zaangażował się w pomoc prześladowanym Żydom i pracę dla Polski. Potrafił też zwalczyć w sobie nienawiść do narodu niemieckiego. To uformowało go na całe życie.” Taki napis znajdzie się na pomniku, który Stowarzyszenie Skwer Władysława Bartoszewskiego postawi w 2022 roku na Skwerze imienia Profesora w Warszawie. Wydarzenie wpisane jest w obchody Roku Władysława Bartoszewskiego.
Drogowcy uznali, że Władysław Bartoszewski może budzić społeczne kontrowersje.
Jak Władysław Bartoszewski nie został prezydentem na uchodźstwie.
Historia była jego pasją. Przy pomocy historii – czy raczej pamięci o niej – uprawiał też politykę.
Wszystko odbyło się tak, jakby sam sobie odejście zaplanował. Może tylko w końcówce zbytnio przyspieszył.
Na dwa dni przed śmiercią powiedział mi: „Jestem zmęczony”. Pierwszy raz usłyszałem takie słowa z jego ust.
Zmarł człowiek uczciwy, serdeczny, odważny, jeden z najwybitniejszych Polaków. Miał 93 lata, ale wydaje się, jakby odszedł dużo za wcześnie, nagle, zaskakująco.
W piątek wieczorem zmarł Władysław Bartoszewski, wybitny historyk, więzień Auschwitz, były minister spraw zagranicznych. Autor niezliczonych książek i publikacji, pełnomocnik premiera ds. dialogu międzynarodowego.