„Nasze czasy” to uniwersalna opowieść o czasie, jaki mamy i jaki nam pozostał.
W nowy sezon teatr wkracza z przerażeniem łagodzonym przez zaklinanie rzeczywistości, wyparcie i tradycyjnie umierającą jako ostatnia nadzieję. Najbliższe premiery oddają ten chyba specyficznie polski miks emocji.
Teatr środka w mocnym wydaniu.
Spektakl jest manifestacją miłości do życia i do bycia na żywo, w kontakcie z żywym widzem siedzącym obok.
Nurt ekologiczny, coraz częściej pojawiający się w literaturze, powoli wpływa też do teatru.
W scenografii inspirowanej włoskim designem aktorzy – w kostiumach niczym od Versace – przyjmują pozy jak z filmów Felliniego, a dwugodzinny spektakl jest wyciągiem z czterotomowej kobiecej opowieści formacyjnej rozpoczynającej się w neapolitańskiej dzielnicy biedy.
Zakończenie tej może mało wyszukanej satyry społecznej jest tyleż zaskakujące, co ironiczne.
Ze związku snu i faktu narodził się spektakl-oratorium, na sześciu aktorów performerów, szeleszczących, śpiewających i melorecytujących do wtóru dźwięków wydawanych przez instalację z miedzianych rur.
Spektaklem „Źle ma się kraj” Szczawińska, Pakuła i bydgoski Polski kończą tegoroczny cykl „Oburzeni” i włączają się do dyskusji wokół listu „Teatr nie jest produktem/widz nie jest klientem”.