Siedmiomiesięczny Wojtek ze Świebodzina zmarł, bo przez ponad pół roku nie udało się znaleźć dla niego rodziny zastępczej.
Zmiana przepisów o rodzinie zastępczej nie sprawi, że domów dziecka zacznie ubywać ani że warunki w nich będą się poprawiać.
Wszyscy są zgodni od dekad: dzieci powinny wychowywać się w rodzinach biologicznych albo zastępczych. Na pewno nie w domach dziecka. Tymczasem tych jest coraz więcej, a rodzin zastępczych ubywa.
Jeden niechciany prezent można gdzieś upchnąć. Ale co zrobić, gdy takich prezentów ma się trzy tony?
W placówkach opiekuńczych przebywa nadal 1361 małych dzieci poniżej siódmego roku życia – których od trzech lat miało już tam nie być. Powinny były trafić do rodzin zastępczych, zaznać rodzinnego ciepła, z dala od publicznego ośrodka.
Do życiorysu takiego jak Anety ludzie nie powinni dopuszczać. Ale takie życiorysy idą w tysiące.
Płeć rodziców nie wpływa na wyniki, jakie dzieci osiągają w szkole, na to, jak sobie radzą w sytuacjach społecznych, albo czy zażywają narkotyki.
Więź dzieci z domów dziecka z biologiczną rodziną jest silna i trwa. Często mimo ogromu krzywd.
Ministerstwo chce wydłużyć okres zrzeczenia się dziecka przez kobiety z 6 do 14 tygodni. I płacić gminom za szybki powrót dzieci do biologicznych rodzin.
Zgodnie z prawem do 2021 r. mają zniknąć molochowate domy dziecka. Dobrze, żeby zniknęły już zaraz. Ale zmiana zawsze oznacza perturbacje. W Łodzi trwa próba sił: człowiek rozsadzi system czy też system wysadzi człowieka?