Dla jednych to parlamentarny zamach stanu. Dla innych – uprawniony akt parlamentarnej kontroli nad egzekutywą. W podzielonym społeczeństwie coraz częściej jednak przebijają się hasła „Precz wszyscy!” – znak rozczarowania całym politycznym establishmentem.
Teraz będzie toczyć się śledztwo, które ma odpowiedzieć na pytanie, czy głowa państwa złamała konstytucję.
Kongres Brazylii otworzył drogę do impeachmentu prezydenty Dilmy Rousseff, a Brazylijczycy są podzieleni, jak nie byli od czasów wojskowej dyktatury ponad trzy dekady temu.
Autorytety prawnicze zarzucają sędziemu śledczemu, który ściga byłego prezydenta Brazylii Lulę da Silvę, że to on niszczy państwo prawa i „wspiera toczący się zamachu stanu”.
Nominacja Ignacio Lula da Silva może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego – zamiast podnieść popularność Dilmy, sam zburzy swoją legendę i pogrąży obecny rząd.
Obserwator niedzielnych manifestacji w wielu miastach w Brazylii mógł popaść w konfuzję, widząc transparenty wzywające do wojskowego zamachu stanu. Jesteśmy w roku 2015 czy może w 1964?
Między Dilmą Rousseff a Aecio Nevesem w drugiej turze przeważył głos najbiedniejszych. Ci ostatni obawiali się, że ewentualny rząd neoliberałów Nevesa wycofa się z wyrównujących szanse programów socjalnych.
Ma bułgarskie korzenie. Kiedyś bojowniczka partyzantki miejskiej, skazana przez dyktaturę za napad na bank. W ubiegłym roku dowiedziała się, że ma raka, nie przerwała kampanii, prowadziła ją w peruce. Dziś Dilma Rousseff – namaszczona przez prezydenta Lulę – jest faworytką wyborów prezydenckich.
Pan Bóg jest Brazylijczykiem – powiedział prezydent Lula da Silva na wieść, że igrzyska olimpijskie w 2016 r. odbędą się w Rio de Janeiro. Ale i bez boskiej pomocy ten kraj ma się czym