Próbując potwierdzić, że źródłem tajemniczej ciemnej materii w kosmosie są czarne dziury, badacze nieba dowiedli czegoś przeciwnego. Oraz tego, że metoda naukowa działa bez zarzutu.
Czego nowego dowiedzieliśmy się o czarnych dziurach? I czy mamy już pewność, że istnieją? Wyjaśnia prof. Tomasz Bulik, astrofizyk z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Książka Briana Coxa i Jeffa Forshawa ukaże się nakładem Wydawnictwa Naukowego Helion.
Wyginają przestrzeń, wstrzymują czas, „podważają” prawa fizyki, fascynują swoją osobnością. Czarne dziury zdradzają coraz więcej swoich tajemnic, ale do ich pełnego zrozumienia ciągle nam daleko.
W astronomii bardzo często znaczących odkryć dokonują amatorzy. Historia zna wiele takich przypadków. Zresztą nie tylko historia – tak się zdarza też dzisiaj.
Odkryli ją niedawno astronomowie z Chin. Wydaje się zbyt masywna w porównaniu do czarnych dziur zaobserwowanych dotąd w naszej Galaktyce.
Wyniki analiz dokonanych przez LIGO Scientific Collaboration i europejskie konsorcjum Virgo potwierdzają istnienie niespodziewanej populacji czarnych dziur o masie gwiazdowej większej niż 20 mas Słońca.
A dokładnie rzecz biorąc – jest to kwazar, który leży w odległości 12,8 miliarda lat świetlnych od nas. Powstał, gdy cały Wszechświat liczył zaledwie 900 milionów lat.
Rośnie kosmiczne bestiarium. Do tej pory znaliśmy stosunkowo niewielkie czarne dziury, zwane gwiazdowymi, i te największe, supermasywne – leżące w centrach większości galaktyk. Teraz doszły nowe, tajemnicze obiekty pośrednie.
Radioastronomowie uruchamiają teleskop wielkości Ziemi, który pozwoli im obejrzeć cień czarnej dziury istniejącej w centrum Drogi Mlecznej.