Zachodnie firmy działające w Rosji znalazły się w pułapce. Podczas gdy jedne obiecują szybką ucieczkę, inne ograniczają się na razie do zawieszenia działalności, a niektóre stawiają na przeczekanie wojny. Bo alternatywą jest konfiskata całego majątku przez Kreml.
„Uwaga! Surowy zakaz fotografowania! Ktokolwiek złamie zakaz, zostanie oddany pod sąd wioskowy i trafi do więzienia!” – tablica w trzech językach: tzotzil (lokalny dialekt wywodzący się od języka Majów), hiszpańskim i angielskim wita obcych przy wjeździe do San Juan Chamula, w meksykańskim stanie Chiapas. Obok stoi drewniany krzyż, przystrojony jak choinka, i reklama Coca-Coli. Na pobliskim cmentarzu, wyrosłym wokół ruin opuszczonego kościoła, pełno Indian. Mężczyźni kopią świeży grób. Przed każdym stoi butelka coca-coli i kobiety siedzą wśród kopców z krzyżami. Rozmawiają i popijają colę. Pośrodku, w drewnianej trumnie, leży nieboszczyk.
W powojennej Europie coca-cola stała się jednym z symboli amerykańskiego stylu życia. Ale zanim na trwałe wpisała się w europejski pejzaż, w pierwszych latach zimnej wojny była jednym z elementów walki ideologicznej. Ta walka toczyła się również we Francji.
Pleśń i bakterie coli w napojach chłodzących u progu gorącego lata. Nie może być chyba gorszej wiadomości dla wytwórni Coca-Coli w Polsce. Koncern od miesiąca miota się w kryzysie, a konkurenci zacierają ręce.