W swojej nowej książce Bob Dylan zapowiada filozofię. W rzeczywistości śmieszy, tumani, przestrasza, jest pełen sprzeczności, przewrotny i wyprowadza czytelnika na manowce.
To bezsprzecznie najważniejszy instrument w muzyce popularnej ostatniego półwiecza. Bez gitary nie byłoby bluesa i rocka. Towarzyszyła pieśniom protestu, lirycznym balladom, hipisowskiej rewolcie i punkowej anarchii. Amatorska i wirtuozerska, akustyczna i elektryczna, obrosła symboliką bogatą i wieloznaczną.
To dzieło pokazujące, że jego twórca nadal dysponuje tą magią, którą czarował pokolenia ludzi na całym świecie.
Film o legendarnej trasie Boba Dylana to ładny obraz dzisiejszego noblisty u szczytu sławy, ale też perfidnie zełgany dokument ery fake newsów.
Ta książka jest najczęściej traktowana jako osobliwość w dorobku Boba Dylana.
Oczekiwać od Dylana wokalnego mistrzostwa to tak jak spodziewać się gwiazdki Michelina w fast foodzie.
Filip Łobodziński przełożył 132 utwory Boba Dylana. To pierwszy tak obszerny wybór tekstów zeszłorocznego noblisty, w dodatku przetłumaczonych tak, żeby dobrze się je śpiewało.
Niby przerwał milczenie, ale jakby go nie przerwał. O wyróżnieniu Noblem Dylan wypowiada się w swoim stylu – enigmatycznie.
Skrajne reakcje na tegoroczny werdykt noblowski nie są niczym nadzwyczajnym w historii tej nagrody. Paradoksalnie ta atmosfera może się Noblowi przysłużyć.
Nagroda Nobla dla Boba Dylana wywołała spore zamieszanie i skrajne reakcje. Głównie dlatego, że do literackiego panteonu został zaproszony artysta kojarzony z kulturą popularną i bardziej z muzyką niż pisarstwem.