Specjaliści od bankowości liczą sprawy prokuratorskie i sądowe, jakie wytoczyli sobie wzajemnie udziałowcy BIG Banku i dość bezradnie przyznają, że nie wiedzą, czym to wszystko się skończy i kiedy. Politycy coraz częściej przyznają, że jednak przesadzili i próbują wyplątać się z wcześniejszych, często nazbyt histerycznych oświadczeń i gestów. Ba, sprawa BIG Banku układa się w zdumiewającą historię polityczną.
Stosunki w BIG Banku Gdańskim kojarzą się zwykłym śmiertelnikom z emocjami z autobazaru. Zanim pieniądze i kluczyki przejdą z rąk do rąk, obie strony trzymają samochód za klamkę. Dwóch prezesów, dwa zarządy, dwie rady nadzorcze, atmosfera podejrzeń i przekrętów. Przed tygodniem tę rozgrywkę zastopował sąd dając szansę na zbadanie jej legalności i... komplikując ją jeszcze bardziej.
Sprawa przejęcia BIG Banku Gdańskiego, a także zbieżna w czasie sprawa Banku Handlowego i dymisja prezesa PKO, rzuciły cień na nasz system bankowy, metody prywatyzacji, stosunki międzypartyjne, politykę zagraniczną, a także etykę biznesu.
Zawieszony prezes PZU SA Władysław Jamroży uprawia politykę gospodarczą z rozmachem. Wprawdzie przyczynił się do przejęcia BIG Banku Gdańskiego przez Deutsche Bank, ale za to odparł Niemców z Commerzbanku od Banku Handlowego, przyobiecując 30-proc. pakiet akcji amerykańskiemu Citibankowi. Mimo że prezes funkcji nie pełni, umowa jest ważna.
O tym, że Deutsche Bank ma ochotę na przejęcie Banku Inicjatyw Gospodarczych, wiadomo było od kilku miesięcy. Niemcy próbowali tak i siak, od frontu i od tyłu, po dobroci i groźbami – ale prezes BIG Bogusław Kott jak doświadczony szachista przewidywał ruchy przeciwnika i w porę podejmował kontrakcje. Do czasu.
Od dwóch miesięcy polski rynek kapitałowy elektryzuje walka o kontrolę nad BIG Bankiem Gdańskim - jedną z największych krajowych instytucji finansowych. To najbardziej spektakularna próba "wrogiego przejęcia" firmy notowanej na warszawskiej giełdzie. Czy BIG-BG obroni się przed niechcianym inwestorem?