Lidl twierdzi, że Biedronka podstępnie podnosi ceny w kurortach, a ta porównuje swojego rywala… do krowy. W rzeczywistości w obu sieciach jest coraz drożej.
Boimy się podwyżek zaraz po Wielkanocy, chociaż część sieci handlowych już obiecuje, że wyższy VAT weźmie na siebie. Czy to tylko marketingowa sztuczka?
Dwie największe sieci handlowe walczą o miano najtańszej już nie tylko reklamami, ale i pozwami. Jednak nie dajmy się zwieść pozorom – obie korzystają na medialnej wrzawie, a kontrowersyjne promocje jeszcze wzmacniają ich dominację.
Gigantyczne przeceny w Lidlu i Biedronce może i cieszą klientów, ale irytują producentów. A sprzedaż wódki tańszej niż sama stawka akcyzy może obie sieci sporo kosztować.
48 proc. taniej przy zakupie sześciu sztuk, ale tylko z aktywnym kuponem w aplikacji i po wydaniu stu złotych – zasady promocji rozumieją już chyba tylko sieci, które same je wymyślają. Czy UOKiK zdoła powstrzymać to szaleństwo?
W pogoni za klientami, ostrożnymi w wydawaniu swoich pieniędzy w epoce drożyzny, sieci handlowe stosują coraz bardziej kuriozalne metody. Celuje w tym lider rynku, który wczoraj przekroczył kolejną granicę.
Black Friday za nami, czas na przedświąteczną gorączkę w sklepach. Biedronka i Lidl toczą bój na promocje, walcząc o tytuł najtańszej sieci. A przy okazji uciekają konkurencji, której coraz trudniej za nimi nadążyć.
Duże sieci liczą, że nowa koalicja zgodnie z obietnicami szybko pozwoli otwierać sklepy w niedziele. Jednak zmianę przepisów z pewnością spróbuje zablokować prezydent.
Krócej otwarte sklepy i centra handlowe zagrożone wyłączeniami prądu – robienie zakupów zimą niekoniecznie będzie należało do przyjemności. Jednak pewne zmiany wymuszone kryzysem energetycznym byłyby akurat bardzo racjonalne.
Wypożyczalnie książek jako fortel na niedzielny handel to kolejny dowód na to, jak niebywałym bublem prawnym jest ustawa PiS i Solidarności.