Współczesny człowiek Zachodu nie ma prawa mówić, że o czymś nie wiedział, że czegoś nie doczytał, że czegoś nie widział. Wiemy i widzimy właściwie wszystko. Antysemityzm ma potwornie długą, dobrze trzymającą się tradycję.
Jeszcze nigdy w historii Polski po 1989 r. nie zdarzyło się, aby minister odpowiedzialny za naukę publicznie groził represjami placówce naukowej. W tej całej żenującej historii jest jednakże coś bardzo pozytywnego.
Czy gdyby Elżbieta Kruk była nadal posłanką do Sejmu, złożyłaby interpretację w sprawie bezprawnego działania Czarnka? Zapewne nie, bo kruk krukowi oka nie wykole, tj. ci, których łączą wspólne interesy, nie występują przeciwko sobie i zawsze się popierają.
PiS nie po raz pierwszy atakuje środowisko naukowe, ale to, co się dzieje po wypowiedzi prof. Barbary Engelking, to rzecz bez precedensu. Za obelgami poszły groźby finansowych sankcji.
Rzeczą godną potępienia są populistyczne występy polityków, którzy dają sobie prawo do odrzucania ustaleń naukowych i próbują samozwańczo decydować, co jest, a co nie jest prawdą historyczną.
„Biedni” (czytaj: zasobni) funkcjonariusze PiS patrzą na getto w interesie wyborczym, a przy okazji nawiązują do świetlanych (najwyraźniej dla nich) wzorców totalitaryzmu z okresu PRL.
Nękanie dziennikarki, stacji telewizyjnej, historyków Holokaustu za coś, co nie jest przestępstwem, tylko korzystaniem z praw obywatelskich, nie czyni z nękających ani patriotów, ani czempionów prawdy. Nie służą prawdzie, tylko ideologii partii rządzącej.
Polskie reakcje na artykuł o postawieniu przed sądem dwojga badaczy Holokaustu pokazują, że nie ma dziś u nas klimatu do rzeczowej dyskusji na ten tragiczny temat.
Czy wyrok w ogóle musiał zapaść w tak kontrowersyjnych okolicznościach? Niech to rozstrzygną prawnicy, jeśli profesorowie Barbara Engelking i Jan Grabowski zdecydują się na apelację. A pewnie się zdecydują.
Cofnięcie państwowej dotacji rocznikowi „Zagłada Żydów” dowodzi, że pismo i tworzący je badacze uczciwie wykonują swoją misję.