Ostatnia rocznica niepodległości to tylko skromne preludium do zaplanowanych na gigantyczne obchodów jej 100-lecia.
Polskie Święto Niepodległości pojawiło się na czołówkach światowych mediów. Za granicą zwraca się uwagę głównie na radykalne hasła i banery, jakie pojawiły się na tegorocznym marszu.
Ktoś napisze, że się boi. Ktoś inny, że media kłamią. Dokładnie tak jak przed rokiem.
11 listopada obchodzimy 99. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. W wielu miastach świętujemy coraz radośniej. Ale najgoręcej będzie znów w stolicy.
Polską rządzi Jarosław Kaczyński stojący w rozkroku na trumnach Piłsudskiego i Dmowskiego. Z obu tradycji czerpie jednak głównie to, co mało chwalebne.
11 listopada obchodzimy jako dzień odzyskania niepodległości. Ale w tamtym gorącym roku 1918 niepodległość wykluwała się w wielu miejscach Europy. Historia żłobiła nową mapę kontynentu.
Logika nie jest mocną stroną naszych rządzących.
Proklamacja dwóch cesarzy z 5 listopada 1916 r. zapowiadająca utworzenie Królestwa Polskiego wywołała reakcję łańcuchową, która wpłynęła na następne stulecie dziejów Europy.
Znaki falangi podczas Święta Niepodległości zdumiałyby nie tylko Józefa Piłsudskiego, ale i Romana Dmowskiego. Bo w listopadzie 1918 r. panował zupełnie inny duch. Duch RP jako projektu, jak byśmy dziś powiedzieli, socjalistycznego i wielokulturowego.
Dmowski zaprojektował i propagował ideologię nacjonalizmu opartą na antysemityzmie, wrogości wobec sąsiadów Polski i wyrażającą się haniebnym hasłem „Polska dla Polaków”.