Jako mieszkaniec ulicy Rzeźnickiej zawsze chciałem mieć brzytwę. Przedmiot jest bezsprzecznie pewną ikoną, która regularnie pojawia się w sztuce i popkulturze. Zagrała w Psie Andaluzyjskim – filmie Luisa Buńuela i Salvadora Dalego, posługiwali się nią gangsterzy z Peaky Blinders i Kuba Rozpruwacz. Niektórym wydaje się groźna, a przecież przez tysiące lat była narzędziem pracy cyrulików i przedmiotem codziennego użytku dodającym szyku i prestiżu dojrzałym mężczyznom. Niektórzy, np. faraonowie, mieli nawet pokaźny ich zestaw, który zabierali ze sobą do grobowca. Hmm, ciekawe, czy dzisiejsi barberzy są równie przywiązani do swoich akcesoriów?
Tę szczególną brzytwę znalazłem w sierpniu na Jarmarku św. Dominika w Gdańsku. Leżała na jednym ze stoisk, w dużym pudełku z twórczą zachętą „Brzytwy mamy po 100, ale z tą latarką to 60 zł”. Nie miała bogatych zdobień, wymyślnych grawerów w gotyku czy rękojeści z kości słoniowej. Była do bólu prosta i zwyczajna. Przed zakupem zdążyłem zerknąć tylko na napis „Arnold & Sons”. Dopiero jakiś czas później odkryłem niżej nie do końca wybite w ostrzu dwa słowa „West Smithfield”. Pomyślałem: fajnie, brytyjska. Trzeba to sprawdzić.
I tak się zaczęło...
Instrument
Jak się okazało, producentem brzytwy było poważne przedsiębiorstwo i być może jedno z pierwszych produkujących masowo sprzęt medyczny – bo od około roku 1829. Prawie dwa stulecia później wysłałem zapytanie dotyczące tematu do sztucznych inteligencji. Cóż, AI błędnie przeprowadziła research, interpretując firmę jako producenta instrumentów muzycznych. Pewnie dlatego, że na okładce katalogu z 1879 r. pod nazwą „Arnold & Sons” umieszczono frazę „Instruments Cataloque”.