Losy rodzaju Apis są jak historia cywilizacji. Wprawdzie bez człowieka pszczoły radzą sobie doskonale, bo jako równolatki dinozaurów przetrwały kataklizmy, które nie oszczędziły innych gatunków, to jednak zdecydowały się towarzyszyć człowiekowi w kolonizacji Ziemi, gdy ten na dobre zakorzenił ogrody w murach miast. W granice polis pszczoła miodna, Apis mellifera, wkroczyła zatem dwa wieki temu i odtąd pasieka w mieście straciła rys ekstrawagancji.
Nad dachami Paryża
W Paryżu już pod koniec XIX stulecia było ponad 1,3 tysiąca uli. Druga fala pszczelej gorączki wezbrała nad Sekwaną w latach 90. XX wieku i podwoiła liczebność populacji. Apis mellifera gromadnie powróciła do Ogrodu Luksemburskiego, wdarła się na dach opery czy do ogrodów Pałacu Elizejskiego.
Ul po wiedeńsku
W XIX wieku rozpoczął się także podbój Wiednia. Dziś populacja Apis mellifera, licząca 200 milionów, dystansuje niespełna dwumilionową populację wiedeńczyków, choć obie łączy jedno: upodobanie do niespiesznego życia. Orbita ogrodów, Schönbrunn, Augarten, Hirschstetten, Tirolerhof czy Belwederu to zagłębia nektaru i pyłku.
Zdolne zaspokoić apetyt także ponad 130 gatunków dzikich pszczół. Skrzydlate wiedenki chętnie zagnieździły się w najbardziej prestiżowych rejonach miasta – na dachach Museums Quartier, Kunst Hausu, uniwersytetu, opery, ratusza i mennicy, a także luksusowych hoteli, które mogły dzięki temu uruchomić własne „linie produkcyjne” miodu, by codziennie karmić nim swoich gości. Na liście wiedeńskich specyfików jest także miód z cmentarza Wiener Zentralfriedhof.
Rój parlamentarny
Lista miast przyjaznych pszczołom wydłużyła się o Berlin, który zreanimował pszczelarskie tradycje z lat 30.