Łódź się rozpędza
Łódź wydobywa się z mroku dzięki architekturze – rozmowa z architektem Robertem Koniecznym
Poprzemysłowa Łódź może przypominać Górny Śląsk, z którego obaj pochodzimy.
Trochę tak. Jednak Łódź wydawała mi się zawsze zupełnie inna, osobna. Owszem, tutejsze fabryki są ceglane, jak zabudowania przynależące do kopalń, ale mają przy tym mnóstwo okien, wyglądają niczym XIX-wieczne biurowce. Dlatego łatwiej je obecnie adaptować na lofty mieszkalne niż budynki na Śląsku. Łódź ma klimat trochę takiego „upadłego” miasta, jak Detroit czy Bytom, ale tu na każdym kroku można natknąć się na ślady dawnej świetności i bogactwa, przykładem są wystawne pałace fabrykanckie. Te na Śląsku wydają mi się na ich tle wręcz skromne.
Nie ma chyba w Polsce drugiego miasta, może poza Warszawą, które aż tak mocno przeobraziło się w ostatnich 30 latach.
Gdy odwiedzam Łódź, to za każdym razem nie poznaję niektórych miejsc. Przyznam, że przez lata nie byłem fanem tego miasta. Było tak szare, brudne i straumatyzowane upadkiem przemysłu po 1989 r., że życie tutaj wydawało mi się gotowym przepisem na depresję.
Albo na mroczny film. Nic dziwnego, że w mieście zakochał się David Lynch. Ale zmieniłeś zdanie o Łodzi?
Absolutnie. Łódź wydobywa się z mroku – właśnie za sprawą architektury, wielu przemyślanych inwestycji. Nie znam drugiego miasta, które tak kompleksowo rewitalizuje całe kwartały starej zabudowy. Działa tu miejski program „Mia100 kamienic”, w ramach którego remontuje się komunalne zasoby. I nie tylko odnawia się to, co widać, czyli fasady, ale też podnosi standard życia. Stare mieszkania zyskują łazienki, których nigdy nie miały, podłącza się je do miejskiej sieci ciepła, więc przy okazji jest to element walki o niską emisję CO2 i poprawę jakości powietrza.