Ekwadorskie Babahoyo leży w dolinie trzech rzek, z których największa, nazywana jak miasto, meandruje do Pacyfiku. Turyści rzadko się tutaj zapuszczają. Bo w Babahoyo nie ma kapiących złotem jezuickich kościołów, Eskuriali Nowego Świata ani katedr z marmuru i alabastru. Lokalni Indianie dzielnie dawali odpór konkwistadorom. Babahoyo jako jedno z pierwszych miast zrzuciło hiszpańskie jarzmo – w 1820 r., by w 1860 stać się stolicą prowincji Los Ríos w niepodległym już Ekwadorze. Swój rozwój zawdzięczało uprawom ryżu, trzciny cukrowej i kakao, a także rybołówstwu, hodowli zwierząt. Dziś z populacją przekraczającą 100 tysięcy Babahoyo nadal ma przeważnie niską, choć gęstą zabudowę. Wiele domów, pomalowanych tylko od frontu i niezbyt równo, wygląda, jakby trwały w stanie wiecznego remontu. Często są kryte blachą falistą i mają ściany z taniej cegły silikatowej. Jej dominacja sprawia, że cegła uchodzi w Babahoyo za materiał dla biedaków, ukrywa się ją wstydliwie pod tynkiem i farbą, by uniknąć deprecjonujących etykiet.
Cegła – medium dla idei
Lokalna pracownia Natura Futura wzięła cegłę na warsztat właśnie po to, by odjąć jej metkę pospolitego materiału. Zaprojektowana przez to biuro La Casa que Habita jest jednym ze zwycięzców tegorocznej edycji konkursu Brick Award, organizowanego przez firmę Wienerberger. Biorą w nim udział budynki z całego świata, w których w innowacyjny sposób zastosowano materiały ceramiczne.
W przypadku La Casa que Habita użyto klasycznej czerwonej cegły. Jak na lokalne zwyczaje – architekci podeszli do niej niekonwencjonalnie. Po pierwsze, użyto cegły w różnych wymiarach. Po drugie, była na kilka różnych sposobów murowana: raz leży na szerokiej podstawie, raz na wąskiej ściance, tzw.