– Dom jest okazały. Jak na tamte czasy był nowoczesny – symetrycznie zaprojektowaną elewację urozmaicają jedynie oszczędne detale w strefie wejścia – mówi architekt Mikołaj Wierszyłłowski.
Willa miejska, w której jego pracownia urządzała mieszkanie, stoi w poznańskiej dzielnicy Grunwald, a zbudowana została w latach 1936–38. Budynek należał do jednej rodziny, były w nim dwa mieszkania, po jednym na kondygnacji. Blisko ze sobą spokrewnieni mieszkańcy z wielu przestrzeni korzystali wspólnie.
Jednak po wojnie, w okresie największego głodu mieszkaniowego, wnętrze willi mocno się przeobraziło. Poddasze zostało zaadaptowane do celów mieszkalnych, na parterze ściana podzieliła salon i przestronny hol pomiędzy dwa oddzielne mieszkania. Obecni właściciele, kupując jedno z nich, stanęli przed wyzwaniem, jak zmienić niezbyt funkcjonalny układ pomieszczeń tak, by odpowiadał ich potrzebom.
Piwnica brzmi dumnie
Pierwszy pomysł był dla architektów oczywisty. Gospodarze – oprócz 82 m2 na parterze – stali się właścicielami 30-metrowej piwnicy, zlokalizowanej tuż pod mieszkaniem. – Słowo „piwnica” brzmi niezbyt zachęcająco – przyznaje Wierszyłłowski. – Ale w przypadku tego domu to przestrzeń atrakcyjna. Ma 270 cm wysokości, jest więc wyższa niż niejedno współcześnie projektowane wnętrze. Ponadto duże okno od południowej strony, osadzone w studzience, zapewnia dobre doświetlenie – tłumaczy.
Kondygnacje nie były ze sobą połączone, do piwnicy można było zejść tylko wspólną dla wszystkich lokatorów klatką schodową. Ale stawianie schodów wewnątrz mieszkania to już regularna budowa. Ponadto niezbędne okazało się wyrzucenie części ściany nośnej w piwnicy. Trzeba było zrobić projekt konstrukcyjny, uzyskać pozwolenia.