Miasto pod Bałtykiem
Miasto „w dechę”, czyli krótki spacer dwóch architektów po Poznaniu
Do Poznania przyjeżdża Pan pociągiem. Udało się nie zgubić na dworcu?
Już go znam, więc daję radę. Ale na początku był bardzo trudny do ogarnięcia. Wyjątkowo chaotyczna przestrzeń z labiryntem przejść i nielogiczną numeracją peronów. Staram się też dworca nie oglądać i nie przechodzić przez połączoną z nim galerię handlową. Wyglądają strasznie. Porażka architektoniczna i urbanistyczna. Niestety, takie obiekty są trudno rozbieralne i obawiam się, że Poznań zostanie z nimi na lata.
Męczymy się z tym dziełem kolejarzy i handlowców dziewięć lat. Można powiedzieć, że Poznań ma dworzec?
Ten obiekt w niczym dworca nie przypomina. Nie ma nawet porównania z Łodzią, Wrocławiem czy nawet Warszawą Centralną. Podobna sytuacja ma miejsce u nas, w Sopocie. Tylko mały wycinek centrum handlowo-biurowego jest dworcem, ale i tak wygląda znacznie lepiej.
Brak dworca to jeden z wyróżników Poznania. Jest ich więcej, niektóre całkiem niezłe.
Kilka rzeczy narzuca się niemal automatycznie. Pierwsza, widoczna zaraz po wyjściu ze stacji, to Targi Poznańskie. Mają swoją historię, są ciekawe, choć w ostatnich latach straciły chyba wyrazistość. Nowe obiekty tak bardzo poddały się względom praktycznym, że zapomniano o lepszej architekturze. Targom brakuje świeżego spojrzenia, trzeba nowego podejścia do tych cennych, leżących w centrum terenów.
Na szczęście tereny targowe zaczynają się otwierać na miasto. Za rok powstanie na nich miejski plac oraz pieszy pasaż skracający drogę do pobliskiego parku.
Już teraz obok Targów stoi świeży i jednoznacznie dobry wyróżnik miasta – biurowiec Bałtyk zaprojektowany przez holenderską pracownię MVRDV.